niedziela, 25 grudnia 2011

Wczoraj Badi obchodził swoje pierwsze urodziny. Daleka jestem od robienia psu prezentów, itp. szaleństw. Prezenty owszem- były, ale bożonarodzeniowe. Stąd widoczne na planie zdjęciowym prezenciki.
A dziś moje słoneczko na porannym spacerze zaliczyło tarzanie się w resztkach jakiejś wyrzuconej ryby. Śmierdzi masakrycznie. I byli goście- dziewczynki. Tabuny dziewczynek, które nakręcały go zadaniowo.

Wszystkie pieski (dla naszej spokojności) otrzymały żywieniowy produkt zastępczy. Zamiast żebrania przy stole (Badi ma wyłączność i tak nie dostaje) otrzymały śmierdzące ścięgienka. Rybki, sałatki i pierożki psów nie interesowały. Po wieczerzy wszystkie padły.

czwartek, 8 grudnia 2011

Snoody zostały zaakceptowane. Wspaniały wynalazek, będę to powtarzała zawsze. Po dzisiejszym wypadzie na łąki do mycia były tylko łapki.
Wczoraj padał przeobfity śnieg z deszczem. wielkie płatki leciały w różnych kierunkach, a Badi próbował je wszystkie schwytać i pożreć. Nie udało się. Jeszcze wiele zimowych przygód przed nim.

Mela ma nadal niesprawna nóżkę. Zmora niemiłosiernie linieje. Zima....

sobota, 3 grudnia 2011

O hodowlach

Przeglądam kilka for internetowych dotyczących psów, w tym dwa- cavalierowe. Czytając kolejne wypociny hodowców na tematy ważne, dotyczące zdrowia i chorób dziedzicznych , co rusz wpadam w zadumę i nie dowierzam, w jaki sposób traktuje się osoby, które chcą szerzyć wiedzę na temat chorób i "mają czelność" pouczać innych na tematy około genetyczne.

Przykład pierwszy- Syringomyelia
Dziewczyna podejrzewała chorobę u swojej cavalierki. Dziś ma ostateczne potwierdzenie, że sunia jest bardzo poważnie chora. Przekopała anglojęzyczne fora na ten temat i okazało się, że syringomyelia jest b. poważnym problemem u cavalierów i cierpi na nią ponad 60% populacji tej rasy. Dziedziczenie też jest ogromne. Przy skrzyżowaniu zdrowego psa z chorym- rodzi się 75% chorych psów. 
Dokładnie opisała swój przypadek nie oskarżając przy tym hodowli, z której ma sunię, bo takich spraw nie da się przewidzieć. Zasugerowała tylko, ze skoro przypadki S są tak powszechne, a choroba tak bolesna, może czas na powszechne badania cavalierów, które mają być rozmnażane. I się zaczęło. 
Jak śmie porównywać brytyjskie cavisie do naszych, wcale nie powszechny problem, nie siać paniki,itd. Wszystko rozbija się o to, że badania powinno przeprowadzać się u starszych psów (powyżej 2,3 roku życia) a jak wiemy, to okres, w którym psy i suki hodowlane maja już epizody związane z rozrodem. zaleca się, by rozmnażać jak najstarsze zwierzęta (5 lat). Im starszy pies bez objawów- tym większa szansa na to, ze potomstwo będzie zdrowe. Badania są drogie. 
Widzę, jak zaczyna się nabieranie wody w usta i milczenie. Niektórzy podważają słuszność twierdzeń. Dlaczego? Można się tylko domyślać. Uważam, że choroba jest i jest powszechna. Opowiadanie o niej i uświadamianie według hodowców jest niepotrzebne. Z pewnością wpłynie to na zmniejszenie zainteresowania rasą. Nie ważne, że rasa zostanie zdziesiątkowana. Nie ważne. Nasze cavisie są śliczne i zdrowe i nadal będziemy je rozmnażać. 
Mnie już nie dziwią takie postawy. Mówimy o bardzo poważnej chorobie a wiem na przykładzie psów spotykanych w mojej pracy, w przychodni weterynaryjnej jaka jest wiedza hodowców dotycząca prostych przypadków, np. jądra, które nie zeszło. Przegląd hodowlany kto robił? Jest jak wół napisane, że jądra są. 
Zaleca się właścicielowi małego wnętra podawanie hormonów , by jądro zeszło mimo, że takie hormonalne podkręcenie niczego nie da. Wystarczy popytać mądrych weterynarzy i zagłębić się w lektury medyczne. Opowieści, jak to trzeba czekać, "bo ojcu też późno zeszło". Propozycje hormonów, implantów, wszystko w imię ogłaszanego powszechnie poprawiania rasy.

Historie lecznicowe? Proszę bardzo. Psy z hodowli, rodowody, sprzedawane z wadami bez poinformowania o nich właścicieli. Ubolewania nad operowanymi przepuklinami, oczami, bo to koszty. Niemalże błagalne pytanie po ciężkiej cesarce, bo się zwlekało, albo dopuszczało sukę w nie najlepszej kondycji: " czy maciczka aby uratowana".

I najlepsze. Rozmnażanie psów na boku. Bez papierów. Co najlepsze sprzedaż bez żadnych ogłoszeń. Odbierają prawdopodobnie hurtownicy. 

A ja mam uwierzyć w to, że syringomyella będzie traktowana poważnie.....

Więcej ( w wielkim skrócie ) o chorobie można poczytać tu http://cavalierworld.eu//cavisiowo/portal.php?show=82

czwartek, 24 listopada 2011

Kolejne pogryzienie

Trafił do nas na obserwację pies. waga około 60-70 kilogramów. Dwulatek. Kundel. Zero cech jakiejkolwiek rasy. Wielki. Został wyciągnięty ze schroniska. Szkoda pieska... I tu sielanka się kończy.
Pies trafił do nas na obserwację. Dwadzieścia sześć szwów na twarzy właścicielki.
Pies nie chciał zejść z wersalki i okazał niezadowolenie. Lada dzień koniec obserwacji i eutanazja. w domu jest małe dziecko a psa z taka przeszłością nikt nie będzie już chciał. Smutne.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jesteśmy PO zdjęciach i badaniach. Rzepkę kolanową nogi tylnej prawej trafił najjaśniejszy szlag. Zdjęcie może uda się wkleić jutro. Zdjęcie jest piękne, cyfrowe. Prawie poprosiłam o zdjęcie mojego chorego łokcia. Jakość konsultacji -wspaniała. Cena?
hmmm.......sto trzydzieści pięć złotych+ paliwo , w sumie chyba niedrogo za trzy zdjęcia

niedziela, 20 listopada 2011

Mela znów ma problem z nogą. Niestety przy niedzieli musieliśmy skorzystać z usług innego lekarza z innej niż nasza przychodni. Pomimo udzielenia lekarzowi wszelkich niezbędnych informacji do podjęcia lekarza dano mi odczuć, że lekarz, który robił Meli operację jest Fe. I kto podał Dexafort? Z wyrzutem zadane pytanie. No przecież nie hydraulik. I jak to: doktor nie robił zdjęć przed operacją? I jak to: nie zapamiętałam szczegółów dotyczących zabiegu?
No tak, sobie myślę- jestem głupia.  Wmówi mi zaraz.
Nie znoszę młodych lekarzy po studiach, którzy pozjadali wszelkie rozumy. Dostała Metacam.

Po powrocie sprawdziłam- niestety naszego doktorka nie ma do końca listopada- poszedł pewnie  na zapowiadany od miesięcy zabieg.
Plan jest taki: rano nogę (której bez sedacji doktor zbadać nie mógł, bo nie dała- a u nas i w Płocku jakoś nie ma problemu) zbada Witold, skonsultujemy i ewentualnie zrobimy zdjęcie i zadecydujemy co dalej.

Noga boli ją okropnie. Nie ma mowy nawet o pogłaskaniu, bo kończy się piszczeniem. Musi boleć bardzo. Mela jest przecież znaną twardzielką.

Przepraszam, że znów o chorobach, ale tak wygląda teraz nasze pieskie życie.

I jutro szwy Badziusia.

sobota, 19 listopada 2011

Jestem po pierwszej wizycie w hospicjum. Na razie teoretyczne luźne pogaduchy z Panią Prezes. Jesteśmy z Badim na dobrej drodze zwłaszcza, że po hospicyjnym biurze biega trzymiesięczny szczeniak PON-a. Pani Kasia jest wielka miłośniczką psów i ludzi.

Szwy zostały tam, gdzie były. Kołnierz nadal na szyi.
Zmorka przyszła na komorne.
Powolutku mija nam czas.

piątek, 18 listopada 2011

Bidulek

Jest nadzieja. Doktor powiedział, że nie widzi przeciwwskazań do zdjęcia szwów w sobotę. Odliczam jednak dni do zdjęcia kołnierza.
Pies jest umęczony. Najbardziej szkoda mi jego uszu i obawiam się, czy nie zrobi się jakiś stan zapalny. W końcu strasznie się kiszą i nie mają przewiwu.

Melusia osiąga szczyt działania Dexafortu. Dywanik znów posikany, ona sama zapadła w sen zimowy.

środa, 16 listopada 2011

Szczypać musi okrutnie. Pól nocy tak się biedak karaskał na łóżku, że wreszcie z hukiem spadł. Wstał, otrzepał się i znów wlazł. Przespał do rana. Rana brzydko pachnie i jest brzydka. Jeden szew już trzeba było zdjąć. Dziś idziemy na wizytę z przemywaniem. Coś mi się wydaje, że w sobotę nadal pies będzie w kołnierzu.

wtorek, 15 listopada 2011

Rozlizawka

Wizyta w przychodni. Chłopaczek dostał się do szwów i  coś tam wylizał niegroźnie. Jeden ze szwów trzeba było zdjąć bo się za mocno wpiął. Ulgi żadnej to nie przyniosło. W oczekiwaniu na wyjście do domu swoim szczekiem prawie rozniósł przychodnię, a z pewnością odstraszył niejednego oczekującego. Delikates cholera jasna. Próby wyszarpania sobie szwów (po zdjęciu kołnierza na spacerze) jest tak wielka, że rodzice odmawiają wychodzenia z dzieciakiem na spacery, kiedy jestem w pracy. Doigrał się. Życie jest teraz nudne. Gryźć smaków się nie da, bo czym przytrzymać, skoro łapki poza zasięgiem....Za piłka latać nie da rady. Z psami brykać nie da się. Ćwiczymy sztuczkę "A ku ku", bo włażenie między nogi i ocieranie pyska wychodzi perfekcyjnie. chodzenie na smyczy przeżywa regres do czasów wczesno-szczenięcych. Na smyczy Badi ciągnie się. Oj, czuję, że po całkowitym wyzdrowieniu czeka mnie ciężka praca.

sobota, 12 listopada 2011








piątek, 11 listopada 2011

I stało się....

Wczoraj Badi został poddany zabiegowi kastracji. Nie będę powtarzać dlaczego to zrobiłam. W wielu postach były nawiązania i tłumaczenie decyzji. Była to oczywista oczywistość i tyle.
Po zabiegu wybudził się bardzo szybko. Cała reszta to dla mnie dramat.
Przede wszystkim (jest godzina 9:44 w piątek) po raz pierwszy po 24 godzinach napił się wody i nareszcie zasnął. Nie spaliśmy całą noc. Padam z nóg. Badziulek chciał cały czas siedzieć mi na kolanach, ewentualnie siedział na moim brzuchu. Nie da się spać w takiej pozycji. wiercił się niemiłosiernie a kołnierz tylko pogarszał sprawę. Kto nie miał doczynienia z jeżdżeniem plastikowym kołnierzem po próbującej zasnąć twarzy nie wie co stracił. Czy boli? Pomimo zabezpieczenia  w środki przeciwbólowe ( nie na darmo pracuje się w przychodni weterynaryjnej, a co) i podawaniu bezpośrednio preparatów do żyły jestem pewna, że boli jak cholera. Widać to po zachowaniu. Zresztą- cavaliery są niezwykle nieodpornymi na ból stworkami. Powie to każdy właściciel.

Teraz słoneczko próbuje spać. Jestem nieszczęśliwa. wiem, jeszcze kilka dni i zapomnimy o wszystkim, ale w takich chwilach żałuję podjętych decyzji. Ale to mówią emocje. Badi będzie szczęśliwszy bez jąder.


Na zdjęciach: syndrom straconych jajek. Trzeba się ze wstydu schować.

niedziela, 6 listopada 2011

Odwiedziny Zosi

Niemowlę przybyło. W domu padł ustalony przez lata porządek. Inne pory spania, wychodzenia na spacery i innych rozrywek. Psy zamarły i właściwie przestały się ze sobą bawić. Nie mają czasu. Bacznie obserwują Zosieńkę. Co jakiś czas zaglądają do łóżeczka, ewentualnie śpią przy nim. Do wąchania najlepiej nadają się brudne pieluszki i główka dzidziusia. Nóżki trzeba obowiązkowo lizać. Skarpetki, smoczki i zabawki warto czasem chcieć, trzeba tylko to mocno zakomunikować.
A tak na serio- psy zachowują się cudownie.

Szczekają minimalistycznie. Zaprzestały gonitw, szalonych zabaw i nieustającego kręcenia się pod nogami. Nie są zazdrosne. Badi chce uczestniczyć we wszystkich zajęciach- od karmienia po kąpiel. Jest delikatny. Bardzo fajne doświadczenie.

sobota, 29 października 2011

Odwiedziny Jagody

Odwiedziła nas sześcioletnia Jagoda. Krzyk, pisk, nadpobudliwość i buzia, która się nie zamykała. Dziewczynka, która grała twardzielkę, ale bała się psa. Emocje, które zadziałały bezpośrednio na Badzika. Pies chwilkę popracował, a potem szukał zajęć zastępczych. Właściwie nie była to nawet praca, ale popisy. Nakręcili się wzajemnie. I jeszcze smakowite ciasto na stole i kawa z mlekiem- jak tu się oprzeć takim pokusom.
Trudno skupić się w domu. Jesteśmy na etapie, w którym lepiej pracuje nam się na zewnątrz i w nowych miejscach, a nie w domu. W domu wszystko jest znane. Można kombinować po swojemu. Prawie wszystko jest przewidywalne. Dla mojego psa- nuda.
 Zaczynam się zastanawiać, czy nie lepiej sprawdziłby się w sporcie....
 Z drugiej strony- wykonywał polecenia i sam  w wolnych chwilach nastawiał się do głaskania i przytulania. Na szczęście dziewczę znudziło się pieskiem (zna ich kilka) i wybrało do zabawy fiszerprajsowego Reksia.
Trzeba odespać te odwiedziny.
Ciastka wątróbkowe wyjęte własnie z piekarnika.

Jutro egzamin z posłuszeństwa kończący szkolenie.

I dodatkowa godzina snu. Hura.

czwartek, 27 października 2011

Jesienna pielęgnacja

Jesień. Wilgoć i piach.
Z powodów rodzinnych (czytaj: uniknięcia konfliktu na tle czystości w domu)ostrzygłam Badiemu "kapcie" na nogach. Pomogło. Ja wiem, wygląda dziwnie. Stwierdzam , że kapcie nie są mu do niczego potrzebne. Na wystawy nie pojedzie, w konkursach piękności nie zabłyśnie.
Myślałam, że będzie gorzej ale chłopak zniósł to bardzo dzielnie. w przypływie upiększającego szału wyczesałam też uszy (te akurat czeszemy codziennie, ale co tam) i ostrzygłam całe nóżki Meluszki.
Ze spacerów wracamy bez piachu. Cudownie.

wtorek, 25 października 2011

Psiska nie chcą zaszczytów
i nie pragną medali.
Pies najbardziej się cieszy,
gdy się pieska pochwali.
Gdy go weźmiesz na spacer
w jakiś mglisty poranek.
Kiedy łapy ma brudne,
a futerko rozwiane.
I nie marzy o sławie
żaden mądry pieseczek.
                                                                 Natalia Usenko

poniedziałek, 24 października 2011

Rano najstarsza psina, stęskniona po nieobecności mojej zakomunikowała, że idzie ze mną do pracy. No cóż, lekarzy się boi, ale chęć przebywania z pańcia była silniejsza. Wytrzymała prawie do końca. Wytrzymała. Godzinę przed wyjściem zaczęła jęczeć i stękać, że ona już wychodzi. Musiała wycierpieć swoje. Na wieczorny spacer już nie poszła.


Nite Ize SpotLit, świecąca zawieszka na obrożęWietrzna pogoda zmusiła mnie do godzinnego spacerowania z Badim. Poznawaliśmy na nowo miasto. Jest ciekawie- liście, światła, cienie, ludzie. Wszystkiego w ciemności wygląda inaczej. Badi szpanuje "na mieście" nowym gadżetem Nite Ize. Niektórzy mówią o nas "UFO", inni pytają, gdzie to kupić. Pies jest widoczny  zarówno w terenie (dla mnie), jak i dla kierowców. Nie zaryzykowałabym jednak zawieszenia gadżetu pod szyją psa. Uważam, że światło jest za mocne, dlatego Badi nosi breloczek przypięty do szelek, na plecach.  Póki co nie pada. Na łąki nie poszliśmy, za duży tam wiatr. Zachorowała kolejna psia kumpela, znów na wirusowy kaszel. Kennelowy może to nie jest (moje szczepione a i tak zachorowały), ale musi być  jakieś pokrewne dziadostwo, skoro chorują po kolei wszystkie psy w miasteczku, jak leci.  Z racji szalejącego wirusa nie było spotkań z pieskami.

Jest za to wieczorne czytanie książki Temple Grandin pt. : "Zrozumieć zwierzęta". Do zakupu lektury zachęcił mnie obejrzany niedawno  film pod tytułem "TEMPLE GRANDIN". Jestem w połowie, odkrywam zwierzęcy świat, o którym nie miałam pojęcia.

Medytuję wszystko to, o czym dowiedziałam się na odbytym kursie w Fundacji Razem Łatwiej- Zwierzęta przełamują bariery-  "Animaloterapia w opiece paliatywnej".

niedziela, 23 października 2011

Po co właściwie trzymać psa?

Po co właściwie trzymać psa? 

Przeciwskazania każdy zna: 

Pies oprócz kaszy żąda mięsa, 
Pies po śmietnikach się wałęsa. 

Pies, nim dorośnie, gryzie wszystko, 
Pies to zarazków jest siedlisko. 

Pies do mieszkania wnosi błoto 
( Gdy dżdżów warkocze się rozplotą). 

Pies, kiedy pragnie zgłębić sekret, 
Ogród przekopie- tropiąc, gdzie kret. 

Pies czasem w nocy szczeka, warczy... 
Pies wyje do księżyca tarczy. 

(Próżno nakrywasz się poduchą, 
Noc głucha nie jest aż tak głuchą). 

To prawda. 
Są kłopoty z psem. 
Ale wy wiecie 
I ja wiem- 
Gdy łza oświetla dzień ponury, 
Dobrze mieć psa, 
Co drzemie obok. 

PIES TO KAWAŁEK JEST NATURY, 
Który zamieszkał razem z tobą. 

Pogłaszcz psa- 
i w szarym mieście, 
Wśród szrych bloków świeci słońce... 
W zielonym wietrze, 
W trawie szeleście 
Z psem biegniesz 
Po dzieciństwa łące 

Ryszard marek Groński 

sobota, 22 października 2011

Pieski zostały w domu.
Wyruszyłam w dwudniowa podróż. Podróż w nieznane. Podróż, której celem było wzięcie udziału w kursie "Animaloterapia w opiece paliatywnej". To, co tam usłyszałam jest nowa jakością i czymś, co mnie zainspirowało do działania. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy nastawieni są na działanie- nie na gadanie, na uśmiech i pomoc- nie na krytykę i przede wszystkim otwarci na ludzi i nowości. Ludzie, którzy nie szufladkują psów i nie traktują ich instrumentalnie. Odchodzący człowiek jest najważniejszy, pies jest najważniejszy, bo jest dla tego człowieka, "ja" gdzieś na końcu.
Tak, jestem gotowa na podjęcie wyzwania.  Nie wiem tylko, czy cokolwiek będzie już takie samo. Wiele spraw muszę sobie w głowie poukładać.

poniedziałek, 17 października 2011

Złe wieści

Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Jakoś się trzymamy.

Na szkoleniu w niedziele nie byliśmy. Teraz już wszyscy mamy "coś". Katar, kaszel, bóle gardła i głowy.

Wprawdzie Badylowi prawie choroba dziś przeszła, ale niestety- na Melę i Zmorkę. Dziewczyny zaczęły kasłać w nocy. Zmora znosi chorowanie gorzej. Jest delikatna i ma słabsza psychikę. Właściwie trudno dziwić się- ona nigdy nie choruje. Drobna niedyspozycja urasta do wielkiego wydarzenia.
Okoliczności przyrody były takie: rodzice są dziś mało dyspozycyjni. Moje psy i moja odpowiedzialność, zatem nie posiadawszy samochodu musiałam sobie jakoś poradzić sama. Mela wylądowała w plecaku, Zmora na reku, a Badi szedł grzecznie na ostatni zastrzyk na smyczy.
W pracy byłam zajęta, dlatego towarzystwo wylądowało w jednej przestronnej klatce i dobrze im było (póki nie pojawili się licealiści w celu zobaczenia na czym polega praca lekarzy). Młody się rozbrykał i wrzeszczał. Czemu najpierw go zaczepiali a potem sobie poszli? Nie mógł zrozumieć....
Wstydu nie było. Żadne ze stworów nie płakało przy zastrzykach. Rzadko się zdarza.
Jeszcze w sprawie chorowania i logistyki. Właśnie dlatego nie mam więcej zwierząt. A co by było gdybym ja też musiała położyć się do łóżka? A jak poradzić sobie z większą ilością psów? Jak je przetransportować? Co w sytuacji, gdy jest się samotną osoba i nie ma kogo poprosić o pomoc?
Zostanę przy trójce. Amen.

czwartek, 13 października 2011

co u nas


                           Wyszedł Badi na deszczyk,
                            dostał kaszlu i dreszczy.
                            Boli głowa i oczy,
                            nogi w błocie przemoczył.

                            Kładzie mama pieseczka,
                            do dużego łóżeczka.
                            Bierze synka za rączkę:
                            „oj, masz, piesku, gorączkę”.

                            Przyszedł tatuś wieczorem,
                            z siwym panem doktorem.
                            „ratuj, panie doktorze,
                            bo synkowi wciąż gorzej!”

                            Doktor pieska opukał,
                            okularów poszukał.
                            I powiada: „Dam ziółka,
                            będzie zdrowy jak pszczółka.

                            Dam i proszki na dreszcze,
                            niech poleży dzień jeszcze,
                            ale lepsze niż proszki
                            są na dreszcze kaloszki”.


                                 wierszyk przerobiony na podstawie wiersza wandy Grodzieńskiej

Badi jest przeziębiony. Od wczoraj bardzo kaszle i odkrztusza ślinę z flegmą. Dziś w nocy ataki kaszlu następowały co 2 godziny, pomimo podanych leków. Doktorowi nie podoba się też serce malucha. Badi nie ma też apetytu. Mam nadzieję, że szybko uporamy się z niedyspozycją. Obawiam się tylko, że Mela też może być za chwile przeziębiona. Ja tez mam katar i kaszel. Chyba wspólnie położymy się do łóżka. 

niedziela, 9 października 2011

W szkole szło jak zwykle. Nakręcony- zakręcony (bliżej mu chyba do agility). Wszystkie ćwiczenia wykonywane bardzo dobrze. Nauka przewrotu zajęła około 5 minut. Wprawdzie moja mama myślałam  ze będzie to przypominało przewrót w przód , ale co tam. Ma być po psiemu, więc jest na boczek, na plecki  do leżenia.
Jak zwykle były też problemy w postaci uwstecznienia- skakania na mnie i ludzi, próby wielokrotnego zgwałcenia biorącej udział w szkoleniu suczki oraz  zuchwałe kradzieże zabawek. I na koniec tradycyjnie psy poszły odpoczywać a ten jęczał, że chce jeszcze. teraz od dwóch godzin smacznie śpi i nie ma siły podnieść się, żeby zobaczyć co jem. A zajadam babeczkę czekoladową tuz przy jego nosie. Na serio jest zmęczony.

I jeszcze moje założone dziś rano spodnie (były czyste). Teraz wyglądają tak:
  Mela dzień spędza w sposób taki:
Nie ma to jak dogrzewanie się laptopem.

sobota, 8 października 2011

Byli goście. Badi zachowywał się skandalicznie. Stół był dla niego najważniejszy. Jak tam się dostać, jak ukraść...Może skakać na małą dziewczynkę? A ja zamiast cieszyć się z wizyty: tylko korekty, przeganianie  komendy...kompromitacja.

czwartek, 6 października 2011

Od kilku dni widzę u Badiego wzmożoną produkcję hormonów. Dojrzewa. Boleśnie. Odczuwam chyba wszystkie skutki. No, może z wyjątkiem ucieczek. Nie ciesze się jednak na wyrost, bo być może wszystko przede mną. Chwalę Niebiosa za to, że komenda "do mnie" jest wyćwiczona na poziomie bardzo dobrym. Ciężka praca procentuje.
Inne problemy.
1.Obszczekiwanie i wymuszanie.
Aktualnie drzwi od małego pokoju, w którym znajduje się łóżko (na nim sypia Badyl) są zamknięte. Wszystko przez remont elewacji budynku. Zamykanie drzwi jest konieczne. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nie ma widoku za oknem- nie ma szczekania.
Badi jednak szczeka. Próbuje wymusić wpuszczanie go do pokoju. Jak nie szczekaniem, to podchodzeniem do domowników i drapaniem w udo ze wskazywaniem głowa drzwi. Ignorowanie powoduje wzmaganie szczekania. Oszaleję.

2. Znaczne pobudzenie seksualne. Jednym słowem: dobiera się nawet do wysterylizowanych domowych suczek. Zmora zaczęła zgadzać się na wszystko.

3. Zapominanie swojego imienia na spacerach. Zabawa go pochłania. Zwłaszcza, że bawi się tak na serio tylko ze swoją ulubioną małą sznaucerką. Zabawa zawsze przeradza się w seksualną orgię i wtedy czas do domu. Jest tak napalony, że dalsze przebywanie z innymi psami traci sens. Jego popęd powoduje dominowanie go u samca "szefa wszystkich szefów". W rezultacie mamy kilka gwałcących się psów.

Wczoraj Badi wkurzył sie ostro na małego amstaffa, którego to już ostatnie dni na wspólnych spacerach. Mały zaczął już dawno przejawiać agresję w stosunku do starszych ale słabszych psychicznie psów. Jego państwo przerywali takie zabawy i zabierali małego. Ostatnio jednak amstaff przybrał na wadze i zachowania zrobiły się niebezpieczne. Upatrzył sobie Badzika. Badzik nie dał sobie w kaszę dmuchać i zaczęła się regularna bitwa, przerwana z narażeniem paluchów. Co ciekawe przytrzymany i zablokowany am był nadal atakowany przez cavaliera, zanim dotarli właściciele tamtego. Brakło mi rąk. Obrażeń nie odniesiono.
Wieczorem miałam okazję oglądać zabawy właścicieli ze swoim Am. Oczywiście były to zabawy polegające na trzymaniu, przeciąganiu, prowokowaniu do gryzienia. Chwilowo przestajemy chodzić na łąki, póki sytuacja  
z emocjami mojego psa nie ulegnie zmianie.

Wieczorem przechodziliśmy obok cyrku. Musicie uwierzyć na słowo- oglądaliśmy wielkie wielbłądy:)


sobota, 1 października 2011

Kura domowa

Zamieniam się w kurę domową. Dziś upiekłam psom domowe ciastka. Według przepisu z "Mojego psa". Chyba zmodyfikowany, bo najnowszy numer zdążyłam już gdzieś zgubić. Zużyłam pół kilograma wątróbki, dwie szklanki mąki, trzy jajka i 1/3 szklanki oleju. Zmemłałam to wszystko i na blachę do piekarnika 220 stopni na pół godziny. Wysuszyła się masa ciut mocno, nierówno. Ciastek z tego nie ma. Są małe okruchy (rozdłubywane paluchami) doskonałe do jutrzejszego szkolenia i nie tylko. Na razie całość włożyłam do zamkniętego pudełka, bo różami to nie pachnie. Rozważam wyjęcie na noc w celu dokładniejszego wysuszenia (boję się, że spleśnieje).

Co do BARF- byłam w sklepie mięsnym. Jest wszystko, czego bym potrzebowała. Po obejrzeniu zmielonych świeżych podrobów wołowych (2 zł za kilogram) zrobiłam się zielona, sina, blada i wybiegłam w celu puszczenia pawia. Może to i zdrowe, ale po siedmiu latach wegetarianizmu nadal nie mogę patrzeć na pewne rzeczy.
Na pocieszenie od cioci Kasi dostaliśmy paczkę PURINA PRO PLAN PUPPY DIGESTION LAMB & RICE. Smakuje. Chyba zamówimy. 

czwartek, 29 września 2011

Wkurzająca sąsiadka.

Wczoraj bez zapowiedzi przed blokiem stanęło rusztowanie. Na ostatnim zebraniu Spółdzielnia zapewniała, że w tym roku nie będzie generalnego remontu bloku, ale nieoczekiwanie dostała jakieś pieniądze i nie informując lokatorów wkroczyła do akcji. W ciągu dwóch dni stanęło obejmujące dwa pietra rusztowanie. Rano doszłam do wniosku, że psy nie będą remontem zachwycone. Bingo! W południe zadzwoniła do mnie mama, że z awantura przyszła mieszkająca pod nami sąsiadka. Od razu z buzią, że: DOSYĆ TEGO! PSY SZCZEKAJĄ! KOT SIĘ TAK BOI, że MIESZKA W WANNIE! I tak dalej.
Mama słusznie stwierdziła, że nie będzie się wypowiadać i odpowiadać, tylko uprzejmie zamknęła drzwi. Ostatnio, gdy grzecznie i spokojnie zwracała sąsiadce uwagę, żeby nie karmiła gołębi na oknie, bo robią kupę tam gdzie nie trzeba została zakrzyczana.
Tak, psy napirzały pół dnia. Tak, jest remont i nie przywykły do tego, że ktoś na drugim pietrze chodzi im za oknem, trze, wierci i rzuca k*rwami. Są nerwowe. To pierwszy dzień. Może im przejdzie, wszak remont będzie trwał kilka miesięcy. Badi z tego stresu dostał dziś biegunki. Robotnicy poszli- psy się uspokoiły.
Co ciekawe, mimo, że w klatce dzieją się inne ciekawe hałaśliwe rzeczy, przeszkadzają tylko moje psy.Pani jest z tych, co jej przeszkadzało, że pukam kapciami a syn śpi. (Syn lat 30, ósma rano, zwykłe kapcie). Oczywiście zanim poinformowała nas o problemie opowiedziała wszystkim wokół. Na co dzień żarliwa chrześcijanka. Tak uważa się.

Tak. Psy szczekają. Znalazłam kilka rozwiązań. Ojca pies przychodzący do nas będzie musiał zostawać w swoim domu. Pokoje od strony remontu będą zamykane. Co jeszcze mogę zrobić? Chyba nic. W razie czego przewertowałam Kodeksy w poszukiwaniu ewentualnych kar do zapłacenia. Ale ludzie, przecież nie mogę dać się zastraszyć! Spróbuję rozwiązać sytuację. Ale chamstwa nie znoszę!

wtorek, 27 września 2011

Psia Pogoda

 Dzisiaj z nieba kapie woda
wczoraj deszcz tak samo lał.
Ludzie mówią o pogodzie:"psia pogoda".
Psia pogoda! Dobre sobie! Hau!

A ja patrzę w kałuże, wyjść nie mogę, choćbym chciał.
Woda w dole, woda w środku, woda w górze....
Psia pogoda?Taka woda? Hau?

Czy ja jestem złotą rybką,
bym się w wodzie chlapać miał?
Jak jest mokro, to ja zaraz szczekam z chrypką,
sowo daję, szczekam z chrypką: hau!

Ach, żeby ktoś tej pogodzie
inna nazwę wreszcie dał,
toby radość taka była w naszym rodzie,
                                                                taka radość, taka radość, że aż- hau!

                                                                                                Ludwik Jerzy Kern




Nasz psi spacerek trwał dziś 15 minut. Zdążyliśmy wyjść na pobliskie łąki i rozpętała się burza z piorunami. Biegliśmy szybko do domu przeskakując przez kałuże i wpadając w wodę, bo zalane było wszystko. Zamiast oswajania z piorunami mieliśmy ratowanie siebie i swojego zdrowia.
Dziś akurat przyszła zamówiona książeczka z wierszami Ludwika Jerzego Kerna "Wiersze pod psem". Znalazłam adekwatny do sytuacji. Będę dzielić się nimi na łamach bloga. Moje ubrania z wyjątkiem kurtki okazały się być przemakalnymi. Badziulski poradził sobie tak:

czwartek, 22 września 2011

Wpadka

Badziulski zaliczył dziś wielka wpadkę. W sumie nieświadomie raczej, ale jednak....
Około godziny 11:00 wypatrzył muchę. Muchy według niego to takie fajne stworzonka, które są fajne, póki nie nadlatują bezpośrednio na niego. Wypatrzył muchę na ścianie. Próbował ja pochwycić, ale mucha jak toi mucha- przemieszczała się. Na dodatek o tej porze roku owady te są dziwne- latają nisko i powoli. n ie o c z e k i w a n i e mucha zmieniła tor lotu i Badziulski wylądował na drzwiach. Z racji tego, ze o tej porze ma pełny pęcherz a zderzenie bolało- na podłodze pojawiła się wielka kałuża. Biedny zupełnie nie wiedział co się właściwie stało. Patrzył to na mnie, to na kałużę. A ja nic. Nigdy nie był karany za sikanie w domu a mimo to nauczył się wołania wyjścia za potrzebą. Trudno. Posprzątałam i wyszliśmy na spacer.

poniedziałek, 19 września 2011

Logo?

Tak sobie myślałam i myślałam jak ma wyglądać logo naszej działalności i wymyśliłam taki oto:

środa, 14 września 2011

Demony!

Namówiona przez koleżankę i zachęcona przez cavalierowych znajomków postanowiłam uraczyć psiaki surowym mięsem. Skrzydełka kurze na tapecie. Konsumpcja zajęła im odpowiednio: Meli 40 minut, Badiemu 55 minut. Obawiałam się rezultatów, chyba niepotrzebnie. Dziś kupki są twarde, wykonane bez problemów. Nocnych wyjść nie zanotowałam. Zdziwiła mnie technika jedzenia zaprezentowana przez teriera. Metodycznie, szybko, kości chrupały. Przez chwilę żałowałam, ale spróbujcie terierowi odebrać cokolwiek! Niewykonalne.  Badi był bardzo delikatny i interesowało go głównie mięso. Nie jadł na czas.
Czas pokaże, czy urozmaicenie diety wyjdzie mu na dobre. Póki co to ostatni worek RC jaki kupiłam. Chrzanić promocję. RC małemu nie służy i już.

wtorek, 13 września 2011

Zajęcia drugie

Badi ma jeden problem. Ciężko wychodzi z trybu : praca. Po półtoragodzinnych zajęciach, kiedy poszliśmy do chłodnej sali na omówienie zajęć wszystkie psy poszły spać. Prawie wszystkie. Badziulski postanowił, że jeszcze nie koniec. Próbował zaczepiać wszystkich ludków i wymusić na mnie dalsze zajmowanie się nim. Szukał zabawek, szukał smaczków, obszczekiwał, jęczał, skamlał, trzeszczał. Tak wielu dźwięków nigdy nie wydawał w jednym krótkim czasie. Ja byłam zmęczona jak pies- on nie. Po wyjściu z sali pobiegł na plac treningowy z zamiarem ponownego przejścia przez tunel. W samochodzie tez uspokoić się nie mógł. Padł po kilkunastu minutach by obudzić się pięć godzin później. Będzie problem...

niedziela, 11 września 2011

Święto Róży

Święto Rózy to cykliczna impreza w mieście. Kiedyś służyła hodowcom róż, którzy mieli okazję zaprezentowania swojego dorobku, różanych plonów i nowatorskich kompozycji kwiatowych na rożne okazje. Teraz róże są tylko magnesem przyciągającym tłumy ludzi. Róże są pokazywane- owszem. Cała reszta to marketing. Stylowe budki za 1500 zł (za trzy dni) do wynajęcia na stragany, w których sprzedaje się i drewniane świątki i chińskie badziewie. Są występy, wielkie wesołe miasteczko, koncerty, kataryniarze, szczudlarze, orkiestry dęte i  Indianie. Zapomniałam o motocyklistach. I skoku na bungee. Koncerty na dwóch scenach w centrum miasta. Piwo leje się strumieniami na każdym rogu. Po dwóch dniach centrum miasta jest zaśmiecone, zasikane i zarzygane. I tłum ludzi. ciężko przejść na drugą stronę ulicy i dojść dokądkolwiek. Zobaczyć coś- cud. Tak. Mieszkam w centrum. Nie dało się uciec. Przekułam wady w zalety. Skorzystał Badi.
Kiedy czytam fora, na których zarzuca się właścicielom, że niepotrzebnie zabierają psy w różne dziwne miejsca (ostatnio zarzut: do sklepu budowlanego) to chce mi się śmiać. jest różnica pomiędzy zabraniem a zabraniem. Można psa po prostu zabrać i zająć się wyborem kafelków. Można tez go zabrać i pokazać dziwne przedmioty, dać posłuchać dziwne dźwięki a może spotkamy wózek widłowy. Wszystko jest fajne jeśli ma cel. Badi bał się balonów. Lęk pokonany. Wszystkie wymienione wyżej trudności pokonał. Nie na jednym spacerze i nie w godzinach największych tłumów. Im więcej dziwactw pies widzi i oswaja się z nimi, tym większą mam pewność, że kiedyś nie wpadnie mi w jakąś psychozę z powodu...nie wiem...napotkanego człowieka w kapeluszu, albo dziwnej rzeźby. Jestem za bardzo wczesna socjalizacją i socjalizacją przez całe życie. A kto chce oszczędzić psu różnych małych dziwnych stresów w życiu, to gratuluję. Znam bezstresowo wychowywane dzieci. Do niczego dobrego to nie prowadzi.

Mela i Badi uwiecznieni!

W wolnych chwilach tworzę. W ostatnim czasie wykonałam dwie prace przedstawiające moje ukochane psiaki-Melę i Badiego.
Oto one:


Pozostałe moje dłubaninki na blogu FANDAIJA

sobota, 10 września 2011

Goście, goście!

W poprzednią niedzielę nieoczekiwanie odwiedziła nas Luiza z Mandalą. Badi poznał ten team jeżdżąc do Bydgoszczy. Spotykalismy się przez kilka miesięcy co dwa tygodnie. Badziulek ucieszył się na ich widok (jak zwykle). Łączą nas (mnie i Mandi) specjalne więzi, bo rzadko komu udaje się spać z owczarkiem belgijskim w jednym łóżku pomimo, że w łóżku obok śpi owczarka belgijskiego właściciel. Luiza wybaczyła zdradę. To Luiza wprowadzała mnie w tajniki wychowywania szczeniaka.


Strona Mandali oraz Cerbera znajduje się TUTAJ- gorąco zachęcam do odwiedzenia. To nie są zwykłe psy!

Mandala była jak zwykle bardzo grzeczna, czego nie mogę powiedzieć o Meli. Na widok owczarkowego gościa rzuciła się do niego z zębami do zadu.  Mandi tylko spojrzała na nią z pogarda i poszła dalej. Rankiem następnego dnia suczydła zachowywały się jakby nic nie zaszło.

poniedziałek, 5 września 2011

Byliśmy w szkole!

Moje szczęście nie maiło granic, gdy dowiedziałam się, że sprawa ze szkoleniem Badzika nie jest zamknięta. W zeszłą środę zadzwoniła Dorota z wiadomością, że ma w grupie pana z naszego miasta, który zgodził się mnie zabierać na zajęcia do Zgierza. Jupi!
Bierzemy udział w zajęciach w szkole 4 ŁAPY  PSA .
W grupie jest pięć psiaków w wieku od 5 do 8 miesięcy. Maltańczyk, chichuachua (nasz wybawca!), goldenka, cocerka i Badziulek.
Badziulek zachowuje się bardzo dobrze. Grzecznie podróżuje samochodem, jest uważny i podąża za mną. Jako na razie jedyny pracuje bez smyczy. Jasne, jest o poziom wyżej niż reszta, bo pracę z nim zaczęłam pod okiem Doroty dużo wcześniej, ale już na kolejnych zajęciach wszystko się wyrówna. Komendy, które Badi już potrafi ( a pozostali dopiero się ich uczą), są przez Dorotę dla Badzika wzbogacane.
dla przykładu: gdy psiaki ćwiczą "leżeć", Badi ma leżeć pomimo, że wokół niego dzieją się różne dziwne rzeczy. Przechodzą obok niego, nad nim, ktoś skacze... Trudne. Da się wykonać. To tylko przykład.
Atmosfera fajna, psy rozluźnione, mało rozproszeń, zacieniony teren, dostęp do wody...pozytywnie.

Po powrocie mały odpoczywa. Nie muszę chyba mówić jak jest zmęczony. Wysiłek intelektualny i skupienie pochłaniają  mnóstwo energii. Wieczorny spacerek odbędzie się jednak tradycyjnie. Wszak w domu są jeszcze dwa inne psy.




niedziela, 4 września 2011

Po wizycie

Nóżka Meluszka nie jest popsuta. Wszystkie kostki są na swoim miejscu. Uff. Nie potrzebna jest kolejna operacja. Pojawił się za to stan zapalny nogi. Jest ciepła, zaczerwieniona i boląca. Powód-nieznany. Znana jest nadwrażliwość Meli na wszystko. Być może przeszkadza jej węzełek od nici chirurgicznej. Być może jest to reakcja na jakieś nadwyrężenie. Trudno powiedzieć. Zastosowaliśmy leki przeciwzapalne i antybiotyk. Jest trochę lepiej. Nogę oszczędza z przyzwyczajenia. Po skorygowaniu komendą "na nóżkach", biegnie na czterech.  Jeśli noga będzie nadal oszczędzana, należy ją czasowo usztywnić. Stosujemy co się da i czekamy.

czwartek, 1 września 2011

Ubawiłam się i zapłakałam



Pisownia oryginalna:

"Rodzinna chodowła z ponad 10-cio letnią tradycją oferuje zdrowe ,aktywne ,lubiące dzieci ścieniaczki , koloru ARLEKIN( czarno-białe) pieski i suczki i Czarnego pieska , 9 tygodniowe, odrobaczone i zaściepione, posiadające ksążeczku zdrowia i,metryczku(rodowód) oraz wyprawkę.Rodzice ścieńiaczków odniosły sukcesy na wystawach.
Tel:513 9xx 830
, woj. Śląskie"

ogłoszenie numer 2

"Beda do sprzedania piekne miniaturowe i toy pudelki koloru czarnego,ciemno morelowego i jasne-ecri.Pieski obecnie maja 7tyg. do nowego domku moga trafic okolo 15 sierpnia,beda przebadane przez lekarza weterynarii,2x odrobaczone,1x zaszczepione,z ksiazeczka zdrowia.Nie posiadaja wad genetycznych.
Hodowla tej rasy zajmuje sie od 15 lat.Wiecej informacji pod nr tel. 662 883 xxx
Mozna juz zezerwowac szczeniaczka. Na zyczenie beda zaszczepione koszt 50zł +500zł cena pieska."

Chora nóżka Meluszka

Melania znów popsuła sobie nogę. Nie wiadomo, czy to kwestia skoku, przeforsowania, czy znów zerwała więzadło. Póki co doktor prowadzący zaproponował  opatrunek i zastrzyk przeciwzapalny. Opatrunek ma od wczoraj i musi wytrzymać do soboty. Pojedzie z moją mamą do Płocka.
Badi nieszczęśliwy. Od czasu do czasu obszczekuje bidulkę i zachęca ją do zabawy. Pomimo opatrunku Mela aktywnie uczestniczy w popołudniowych spacerach i śmiga po górach i dolinach.

Ostatnie strachy Badziukiewicza: grająca gitara.

niedziela, 28 sierpnia 2011

I po szkole...

Mimo szczerych chęci nie mamy gdzie się z Badim szkolić. Żeby zdążyć na zajęcia w Zgierzu (o 12:30) musielibyśmy wyjechać już o ósmej rano. Powrót około godziny 17. Znalazłam wprawdzie dwa autobusy o przystępnej godzinie, ale niestety- psów nie zabierają. Prawo prywatnej inicjatywy. Kolejny autobus, którym mogłabym pojechać właśnie został zlikwidowany miesiąc temu. Masakra!
Wróciłam do domu zapłakana. Tyle przygotowań, odkładania funduszy, nadziei na lepsze jutro.
 Badi szczęśliwy, bo polowanie na busy i autobusy zajęło nam ponad dwie godziny, podczas których świetnie się bawił.
Będę musiała poradzić sobie sama. Na pocieszenie psiak po powrocie dostał pyszną mięsną puszkę (Zmora i Mela też), a ja udałam się na lody. Prawda, że sprawiedliwie?
Tu nieszczęśliwy, bo mokre posiłki jada w chustce uniemożliwiającej papranie uszu.

piątek, 26 sierpnia 2011

Siusianie idzie według rozwojowego schematu. Badi podnosi nogę prawie za każdym razem. Każdy krzaczek, budynek i drzewo- warte są obsikania. Zawsze zastanawiam się, czy "ma czym jeszcze" zaznaczyć terytorium. W zabawach z psami nadal jest podporządkowany dorosłym samcom i stara się z nimi tylko bawić. Ciekawie wygląda ja jego relacje z sukami. Domowych kastratek nie rusza. Na spacerach spotykamy wiele suczek.
 Bad upodobał sobie wysterylizowaną beagielkę Moli. Program "s" * włącza mu się zawsze o godzinie 19:00, mniej więcej po godzinie normalnej zabawy. Do małego mózgu dociera informacja, że oto ma do czynienia z suką. Należy więc ją wykorzystać. Próbuje.
O godzinie 21:00 włącza się natomiast program "b"*. Należy wyjść na balkon i radośnie witać wszystkich przechodzących pod nim dwa pietra niżej. Program "b" zakłada również monitorowanie ulicy i informowanie domowników o dziwnych zjawiskach (np. nie mogący odpalić samochód).

* b- program BALKON
*s- program SEKSUALNY

niedziela, 21 sierpnia 2011

Gość Niedzielny :)

Otwieram sobie ostatni numer Gościa Niedzielnego, a tam na zdjęciu nasza spacerkowa ekipa. Wszyscy są rozpoznawalni. widać nasze psiaki i ich właścicieli. Nawet Mela się załapała. Najlepsze jest to, że artykuł jest o budownictwie. Pamiętam, jak ktoś z daleka jakiś miesiąc temu robił nam zdjęcia. Śmialiśmy się, że namierzają psiarzy i będziemy płacić mandaty za biegające wolno psy. A tu proszę... Od lewej: Mela, (wytęż wzrok), Frodo, Difen, Fado, Elza i Badi.



środa, 17 sierpnia 2011

Wujek Badi

Szczeniaczków było 7, jak 7 Krasnoludków. Wszystkie spacerkowe psiaki przyjęły je z niesamowitą czułością. Kilka maluchów upodobało sobie wujka Badzika.


wtorek, 16 sierpnia 2011

niedziela, 14 sierpnia 2011

Piątek i sobota

Podróż była męcząca. Pociąg oczywiście był opóźniony o pół godziny. Wewnątrz niemiłosiernie gorąco- za to wesoło. Badi robił furorę i jak zwykle pozował do zdjęć. Tym razem upodobali go sobie przesympatyczni Rosjanie. Badi tez ich polubił. Mieli coś, co psy lubią najbardziej- śmierdzące skarpety, których woń rozchodziła się po całym wagonie. Mieli też herbatniki. Nowy smak. Nieznany psu i taki zachęcający. Skosztował. Później jeszcze tylko podróż autobusem kolejne pół godziny (plus 30 minut czekania na tenże pojazd) i byliśmy na miejscu. Atrakcji jednak nie było dość jak na jeden dzień. Zaczęła się burza, która z przerwami trwała do godziny  dziewiątej następnego dnia. Waliło ostro. Pies znosił dzielnie, jednak cały stres odreagował biegunką. Do sobotniego wieczoru nie jadł już nic.

Reakcja na Kluskę, czyli niemowlaczka.
Kluska jest fajna. wydaje nieznane dźwięki, które zachęcają do przybiegania w podskokach. Pachnie dziwnie- mieszaniną mleka, kremów, rodzicami i czasem kupką. Badi dostąpił zaszczytu polizania Kluski w stópkę. Podobało mu się. Na więcej zbliżeń nie pozwoliliśmy. Na razie.



Wizyta u Mariusza i Ewy.
Tym razem podróż metrem. W metrze jest fajnie, bo wieje wiatr. Nie ma rozproszeń widokami za oknem. Obarowie mają mały ogródek, w którym psiak mógł hasać do woli. Okazało się, że Badi sprawdza się również jako pies stróżujący. O ile balkon nie wzbudza w nim tego typu instynktów- w ogródku szalał. O każdym przechodniu byliśmy informowani na bieżąco. Do tego doszły odwiedzające poletko ptaki i koty. Ogródek był pełen rożnych dziwnych przedmiotów- stojący wysoko karmnik dla ptaków, biedronka gliniana w krzakach i inne atrakcje. Po kilku godzinach w gościnie- padł. W domu nawet Kluska go nie interesowała.

piątek, 12 sierpnia 2011

Jutro wyjeżdżamy do stolicy. Poznamy nowego członka naszej ludzkiej rodziny- mała Zosię. Będzie okazja do jazdy pociągiem, tramwajem, chodzenie wśród ludzi, nowe miejsca, zapachy i nowe łóżko do spania. Na podróż założymy szelki, do kieszeni kantarek, który ma "udawać" kaganiec w komunikacji miejskiej. Do plecaka mnóstwo niezbędnych rzeczy na czele z ulubioną zabawką. ...po powrocie zdam relację.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dorosłość (?)

Dziś rano Badi podczas siusiania podniósł nogę. To bardzo ważny element psiej dorosłości. Więcej tego sukcesu nie powtórzył (pewnie na początku jest trochę jak z goleniem u facetów- chciałoby sie golić, ale nie wiadomo po co, bo włosów jakby w g... patyków nawtykał..).
Za to z wieczornego spaceru przyniósł sobie smoczek. Każdy kto nas mijał wpadał w zachwyt, ewentualnie ludzie pytali, po co mu smoczek. Ja nie wiem po co. Znalazł i pokochał.  Pozwoliłam mu przez chwilę pobawić się zdobyczą w domu. Niech ma. Zrobiłam tez pamiątkowe zdjęcie. Ludziska na ulicy pstrykali, a ja nie zrobię?



czwartek, 4 sierpnia 2011

Mela akrobatka

Znalazłam stare zdjęcie przedstawiające Melę pomagającą mi podczas wiosennych porządków. Jak na terriera przystało- musiała wszystko widzieć z góry.

czwartek, 28 lipca 2011

Doigrał się smarkacz! Prawdopodobna konsumpcja "na mieście" bez zgody mamusi musiała skończyć się biegunką. Tym razem nie był to jednorazowy incydent. Takimi zupełnie się nie przejmuję, wszak jednorazowe akcje zdarzają się i ludziom. Chodziliśmy też na nocne spacery inicjowane nagłymi próbami wydostania się "czegoś" z z"kogoś". Dziwne kupki zaowocowały wizytą u lekarza. W sumie świetna sprawa. Przecież Badi wielokrotnie chodził tam towarzysko, dlaczego i tym razem miałoby być inaczej? Do przychodni prowadził sam. Zadowolony bardzo. Pierwszego dnia zastrzyki nie były najgorsze. Najgorsze było mierzenie temperatury. Wydarło się nieboże, że chyba cała dzielnica słyszała i przestało, kiedy tylko magiczny patyczek opuścił jego ciało. Zastrzyki miłe nie były, ale dało się przeżyć.
Wczoraj kłucie było straszne. Skomlenie i piski niosły się aż do centrum miasta zapewne. Pomimo doznanych krzywd, po zabiegach Badi obdarzył wszystkich pracowników całusami i pożegnał wesołym merdaniem ogona nie czując urazy. Dziś teoretycznie ostatni dzień kuracji, ale kupy nadal mnie niepokoją.
Oczywiście zmiana diety na  GASTRO INTESTINAL. Kurczaczek i ryż za bardzo się nie sprawdził w tej dolegliwości. Poczekamy- zobaczymy.
A smarkacz czuje się cały czas świetnie. Żadnych innych objawów chorobowych, świetny humor, codzienne wściekanie na spacerach, biegi na czas i wszystko w normie. Tylko te kupy...

Kończą się właśnie Mistrzostwa Europy w baseballu. Badi jak prawdziwy kutnianin równiez bierze udział w baseballowych zabawach. Taki z niego zawodnik:
P.S. Z piłki został tylko drewniany wkład.

sobota, 23 lipca 2011

Melusia

Dziś z samiutkiego rana udałam się w podróż do Płocka. Byłam z Melusią na konsultacji po operacji. Pan doktor jest z nogi ( i swojej roboty) bardzo zadowolony. Oczywiście noga nie będzie już taka sprawna jak dawniej, ale bardzo dobrze spełnia swoja funkcję. Samo zwierzątko odżyło. codziennie chodzimy na mafijne spacerki, gdzie ma okazję wściekać się, szczekać, rządzić, biegać i podskakiwać. Jest szczęśliwym psem.

środa, 20 lipca 2011

Po spacerku:)

Dziś po wielkiej burzy z gradobiciem wybraliśmy się na łąki. Byli wszyscy kumple i kumpelki. I wody po kostki. No, może przesadziłam. W każdym razie było słychać pluskanie kiedy psy biegały. Woda odpręża. Psy już dawno nie były w tak świetnym nastroju. Ulubionymi zabawami były: wydzieranie trawy z ziemi i ucieczka przed sforą, taplanie w kałużach, skoki do wody na czas, przebieganie przez dziury z wodą i najlepsze: poszukiwanie zaginionych piłek w błotnych kałużach. Piłek nie było, ale czegoś psy szukały. Były też zapasy w błocie. Szkoda (a może na szczęście) Sylwia nie wzięła dziś aparatu foto. wszystkie psy z Melą włącznie zmieniły kolor. Dominowały kolory ziemi:) brąz i czerń. Labrador fado wyglądał dosłownie ziemsko. Badiemu woda zupełnie dziś nie przeszkadzała. wprost przeciwnie. Wziął udział we wszystkich psio-wodnych konkurencjach.
Wróciłam mokra. A pomyśleć, że przed wyjściem miałam dylemat, czy iść w klapkach, czy może w kaloszach. Kalosze na nic by się zdały, bo psy skakały  wszędzie, otrząsały się z wody....Byłam mokra.
Po powrocie czekała mnie potrójna kąpiel. Teraz odpoczywamy.
Nikt nie był zły, kupa śmiechu, pełne zrozumienie na linii psy- ludzie. Dlatego uwielbiam nasza paczkę.

niedziela, 10 lipca 2011

Niedzielne wpadki

Poranny niedzielny spacer po 6 rano. Tym razem to ja nie mogłam spać i wyciągnęłam psiaki na długi i nieskrępowany smyczami spacer.  Spotkaliśmy beagla  Difena i psie szczęście podwoiło się. Psiaki wpadły na boisko do piłki plażowej. Szał. Bieganie, kopanie, tarzanie. Cud-miód.  Po szaleństwach Difen sprawnie znalazł dziurę w siatce i spokojnie wyszedł. Badi w wielkim szale radości biegł za nim, biegł i biegł i z impetem.....wpadł na siatkę. dziury nie zauważył. Musiał troszkę pokombinować, ale wyszedł.

Kolejną przeszkoda było leżące na ławce wielkie opakowanie po czipsach. Najpierw forsowanie ławki- poszło gładko. Badi włożył głowę w opakowanie...ciut za głęboko. Komu jak komu, ale jemu nie było do śmiechu. Nic nie widać, nic nie słychać, ciemno, panika. Jakimś cudem udało mi się dziwne zwierzątko złapać. czy pomimo tego przykrego wydarzenia zrezygnował z chęci posiadania torby?
NIE! Do zabawy przyłączyły się inne psiaki i była niezła zabawa....

piątek, 8 lipca 2011

Targ

W ramach cotygodniowych zajęć obowiązkowych znów byliśmy na targu staroci. Badi myślę-uwielbia taką aktywność. W każdym razie objawów stresu nie zauważyłam. Co więcej- w każdą sobotę dokładnie obiera właściwy kierunek i prowadzi sam.
Na targ trzeba spory kawałek dojść. W drodze mijamy dziwnych "porannych" panów (zapachy), giełdę samochodową, starsze panie sprzedające kwiaty. Na targu sprzedają świeży chleb, kiełbaski, różne smakowitości z rożna. Badi po raz pierwszy widział dziś kury. Spodobały się. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak węszenie.  Na targu staroci są tysiące rzeczy z historią, przesiąknięte zapachami domów i ludzi. Każdy z tych przedmiotów musiał zostać obwąchany, do każdej torby trzeba było zajrzeć. Dlatego nazywam ten targ "szperkami". w dodatku w takim tłumie trzeba ćwiczyć umiejętność uważnego chodzenia, pilnowania się oraz najtrudniejsze: wykonywania poleceń pomimo rozproszeń. do tego wszystkiego dochodzi poznawanie różnych osób- starych, młodych, kulawych, pachnących dziwacznie i odrażająco, mali ludzie, duży ludzie, krzyczący, mówiący dziwnymi językami. Część z nich zaczepia przyjaźnie psa i też trzeba psu jakoś zareagować.  Po takim spacerze pies odsypia. Mam nadzieję, że zadowolony....

czwartek, 7 lipca 2011

12 owiec

Zadzwoniła do mnie pani. Chciałaby, żebym ostrzygła jej 12 owiec. Uprzejmie informuję, że do tego potrzeba dwóch rzeczy: specjalnej maszynki oraz specjalnych umiejętności. Mówię też, że nie posiadam ani jednego, ani drugiego.  Pani zaczyna płakać w słuchawkę, bo co ona ma teraz zrobić...
No nie wiem.
Mój osobisty komentarz: czasem warto pomyśleć, zanim kupi się jakieś zwierzątko :)

Ale jestem ostatnio złośliwa

środa, 6 lipca 2011

Szlag mnie trafia....

 ..gdy muszę zdjąć z psa cos takiego jak na załączonym zdjęciu.... o grubości jakieś 3-4 cm....

Pan i Pani zadbani, pachnący, tryskający humorem. Piesek dziesięcioletni, miły, ufny, z filcowaną sierścią. Yorkshire terrier. Paznokcie miał tak długie, że pozawijały się pod łapki i piesek dosłownie po nich deptał.
Chore ucho oczywiście. Dowiedziałam się, że od ostatniej wizyty u mnie (tez miał chore ucho) u lekarza nie był, bo nie było czasu. Do tego ponad miarę łzawiące oko.
Opieprzyłam przez duże "O". Niestety obawiam się, że niewiele to zmieni w życiu psa.
Jest to historia inna niż wszystkie. Oto dorastające dziecko chciało psa. Dostało go na Mikołajki. Potem dziecię dorosło i wyjechało na studia. Piesek został z rodzicami, którzy mają gdzieś pielęgnacyjne potrzeby małego. Nie nasz pies- nie nasz problem. Skrajna nieodpowiedzialność.
Moja mama płakała jak to zobaczyła. . Ja jestem zła.

poniedziałek, 4 lipca 2011

a to Ci numer!


jak to ktos kiedyś powiedział 
UFO MNIE OSZUKAŁO ;)

*nie, nie chodzi o przesympatyczną  hodowlę świnek morskich UFO

i

Welcome