Wczoraj bez zapowiedzi przed blokiem stanęło rusztowanie. Na ostatnim zebraniu Spółdzielnia zapewniała, że w tym roku nie będzie generalnego remontu bloku, ale nieoczekiwanie dostała jakieś pieniądze i nie informując lokatorów wkroczyła do akcji. W ciągu dwóch dni stanęło obejmujące dwa pietra rusztowanie. Rano doszłam do wniosku, że psy nie będą remontem zachwycone. Bingo! W południe zadzwoniła do mnie mama, że z awantura przyszła mieszkająca pod nami sąsiadka. Od razu z buzią, że: DOSYĆ TEGO! PSY SZCZEKAJĄ! KOT SIĘ TAK BOI, że MIESZKA W WANNIE! I tak dalej.
Mama słusznie stwierdziła, że nie będzie się wypowiadać i odpowiadać, tylko uprzejmie zamknęła drzwi. Ostatnio, gdy grzecznie i spokojnie zwracała sąsiadce uwagę, żeby nie karmiła gołębi na oknie, bo robią kupę tam gdzie nie trzeba została zakrzyczana.
Tak, psy napirzały pół dnia. Tak, jest remont i nie przywykły do tego, że ktoś na drugim pietrze chodzi im za oknem, trze, wierci i rzuca k*rwami. Są nerwowe. To pierwszy dzień. Może im przejdzie, wszak remont będzie trwał kilka miesięcy. Badi z tego stresu dostał dziś biegunki. Robotnicy poszli- psy się uspokoiły.
Co ciekawe, mimo, że w klatce dzieją się inne ciekawe hałaśliwe rzeczy, przeszkadzają tylko moje psy.Pani jest z tych, co jej przeszkadzało, że pukam kapciami a syn śpi. (Syn lat 30, ósma rano, zwykłe kapcie). Oczywiście zanim poinformowała nas o problemie opowiedziała wszystkim wokół. Na co dzień żarliwa chrześcijanka. Tak uważa się.
Tak. Psy szczekają. Znalazłam kilka rozwiązań. Ojca pies przychodzący do nas będzie musiał zostawać w swoim domu. Pokoje od strony remontu będą zamykane. Co jeszcze mogę zrobić? Chyba nic. W razie czego przewertowałam Kodeksy w poszukiwaniu ewentualnych kar do zapłacenia. Ale ludzie, przecież nie mogę dać się zastraszyć! Spróbuję rozwiązać sytuację. Ale chamstwa nie znoszę!