wtorek, 15 listopada 2011

Rozlizawka

Wizyta w przychodni. Chłopaczek dostał się do szwów i  coś tam wylizał niegroźnie. Jeden ze szwów trzeba było zdjąć bo się za mocno wpiął. Ulgi żadnej to nie przyniosło. W oczekiwaniu na wyjście do domu swoim szczekiem prawie rozniósł przychodnię, a z pewnością odstraszył niejednego oczekującego. Delikates cholera jasna. Próby wyszarpania sobie szwów (po zdjęciu kołnierza na spacerze) jest tak wielka, że rodzice odmawiają wychodzenia z dzieciakiem na spacery, kiedy jestem w pracy. Doigrał się. Życie jest teraz nudne. Gryźć smaków się nie da, bo czym przytrzymać, skoro łapki poza zasięgiem....Za piłka latać nie da rady. Z psami brykać nie da się. Ćwiczymy sztuczkę "A ku ku", bo włażenie między nogi i ocieranie pyska wychodzi perfekcyjnie. chodzenie na smyczy przeżywa regres do czasów wczesno-szczenięcych. Na smyczy Badi ciągnie się. Oj, czuję, że po całkowitym wyzdrowieniu czeka mnie ciężka praca.

Welcome