niedziela, 27 września 2009

Na ostro

Maks jest sznaucerem miniaturowym o umaszczeniu pieprz/sól. Doskonale pamiętam jego pierwszą wizytę u mnie. Jego właścicielka umawiając się ze mną zaznaczyła, że Maks był zawsze strzyżony w mieście X u pani Y, ale pani zachorowała i mają problem-pies nie akceptuje żadnego fryzjera. Rzeczywiście- pani z pieskiem zjawiła się w umówionym terminie, przekroczyli próg, po czym pies urządził taka awanturę, że po 5 minutach poszli do domu.
Wrócili po miesiącu. Powiedziałam "A".
Odtąd każde nasze spotkanie było koszmarem. Ja bez doświadczenia z trudnymi psami, Maks napalony i gryzący, właścicielka z własną wizją fryzury.... Strzyżenie polegało mniej więcej na szybkim "przejechaniu" grzbietu maszynką i ciachaniu nożyczkami włosów na łapach "gdzie się da". O psyku nie wspomnę. Dotykać Maksia nie było wolno. Gryzł jak cholera a trudno strzyc sznaucera w kagańcu....

Mniej więcej po dwóch latach takich przepychanek zdarzyło się, że...czułam się bardzo źle. Maks był ostatnim klientem a ja myślałam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka. W pewnym momencie pies rzucił się na moja rękę. Ku mojemu zdziwieniu zareagowałam ostro. Nie, nie uderzyłam i nie waliłam po stole. Złapałam go stanowczo i przytrzymałam. Maks zbaraniał. Dokończyłam pracę i co więcej zdjęłam psa ze stołu. Sprawa do tej pory nie do załatwienia. Po przyjściu do domu okazało się, skąd ta nagła odwaga- miałam 41 stopni gorączki, a dwa dni później trafiłam do szpitala...

Kolejne strzyżenia wyglądały coraz lepiej. Jeszcze pokazywał zęby, ale już się go nie bałam.

Doszliśmy do porozumienia. Mogę Maksa dotykać gdzie chcę- nie przejawia agresji. Nadal nie lubi czesania łap- ale jest to wykonalne bez uszczerbku na moim zdrowiu. Czesania brody nie akceptuje. Dokonuje tego chyba cudem.
Przez wszystkie te lata nigdy nie użyłam przy strzyżeniu Maksa kagańca. Osoby obserwujące nas w akcji mówią : Jaki spokojny piesek". Może i tak, a według mnie Maks po prostu się zestarzał i złagodniał, a ja nabrałam troszkę doświadczenia .Żadne cuda.

wtorek, 22 września 2009

Przełom

Była poprawa maluszka i zniknęła około południa. Przestał jeść nawet stały pokarm. I oto proszę Państwa, kiedy już zaczynałam zastanawiać się nad skróceniem cierpień-ZACZĄŁ PIĆ MLEKO!
To wielkie wydarzenie. Jest bardzo wygłodniały. Przyssał się do strzykawki  a jego jedzenie nie ma końca. Wróciła wielka wola życia i nadzieja, że będzie już tylko lepiej. Nie można się zbyt szybko poddawać.

Oto kolekcja zdjęć "talerzykowych"

W zwykłej miseczce:




Maleństwo na babcinym-maluszkowym talerzyku:



 I Maluszek a'la Rosenthal:




Mam nadzieję, że osoba obdarowująca mnie w zeszłym roku zestawem (bo jest reszta) z ostatniego zdjęcia nie padnie trupem, jak to zobaczy.
AGUŚ, wiesz przecież, że TO NIE SĄ ZWYKŁE ŚWINKI!
To są świnki prawie własną piersią wykarmione!


poniedziałek, 21 września 2009

Randka, randka!

Przedstawiam najnowsza parkę, która nie miała się ku sobie, ale ..siła wyższa (czyli rodzice, czyli Agata i Piotr zadecydowali za nich hehe). DON QUICHOTTE miał być subtelny-a on prawdziwy MACHO. Wie, po co zamieszkał z panną na wydaniu. DODA tego nie wiedziała, ale lada dzień się dowie. Na razie próbuje swoich damskich sztuczek: a to głowa ja boli, a to śpi, to znów zajęta jedzeniem jest.
Rujka jednak zbliża się wielkimi krokami.
Życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!



niedziela, 20 września 2009

Niedziela wieczór

Co mogę powiedzieć o maluszkach...
Nadal nie mają imion.
Stan najmniejszego kurczaczka poprawił się na tyle, że chce sam jeść stałe pokarmy. Ma wielki problem z przełykaniem pokarmu płynnego. Wygląda to tak, jakby nie mógł przełknąć. Nerwowo rozwiera wtedy szczęki, jakby chciał coś wyjąć. Nie ma mowy o zalaniu płuc, bo spija mleko sam z mojego palca i robi to w swoim tempie.Po karmieniu nie jest też podnoszony do góry-jak wiadomo świnki połykają długo.

Średniaczka też nareszcie przytyła o 5g. Rewelacyjny wynik. Mam z nią problem-wyrywa mi strzykawkę i nie mogę nią manewrować żeby podać pokarm. Jest nienajedzona, je łapczywie i zachłannie. Zegarek ma  w brzuchu. Co dwie godziny to akurat. Je tez chętnie wszystko co się  nawinie.

Tłuścioszek też przytył. Je zawsze i wszędzie (oczywiście kiedy nie śpi). Na dzień dzisiejszy stwierdzam ADHD. Nie wiem po kim to ma-tatuś grzeczny, mamusia aniołek, dziadkowie-cisi i pokorni hehe. A ten się wyrodził.

Maluszki w akcji. Przy mamie Tłuścioszek, na trawce Maleństwo, z boku złota agutka Łapczywa Panna


piątek, 18 września 2009

Lepiej

Nie dajmy się zwieść kalendarzowi bloggera. Jest sobota, ósma rano.Wczoraj około dziesiątej rano nastąpił przełom i maluszek zaczął jeść. Cieszyłam się z każdej kropli mleka. Jadł też marchew i sałatę. Nie powiem jednak, żeby miał więcej siły, chociaż przytył 5g. Cały czas jest apatyczny i mało ruchliwy. Coś mu się zrobiło z tylną łapką-prawdopodobnie wychodzą na światło dzienne niedobory, których nabawił się z tego niejedzenia. Robi bardzo brzydkie kupki, małe i nieuformowane, bardzo twarde. Praktycznie wymywam mu je z odbytu. Nadal pokryte tym czymś zastygłym przezroczystym.
Reszta-wciąga wszystko, co się nawinie.
Duży pochłania dwie strzykawki 2ml na posiłek, malutka 1,5 a maleństwo jedną.

Dla zainteresowanych-zaschnięte kupki z wczoraj hehe

Z lewej-prawidłowa, z prawej-kupka niejadka.



czwartek, 17 września 2009

Karmienia ciąg dalszy

Piątek rano.
Dzień czwarty. Duży "pączek" samodzielnie je i rośnie jak na drożdżach. Je wszystko co mu wpadnie w oko.Mała pączkiem nie jest, ale też sobie radzi nieźle. Na widok mleka dostaje trzęsionki i pije, pije, pije. Zagryza marchewką i granulatem startym w moździerzu. Właśnie przyłapałam go na podjadaniu kukurydzy. Poradzi sobie i jestem już o niego najzupełniej spokojna.



Najsłabszy jest maleńki.Dostaje mleko whiskas wymieszane z lakcidem. Ma mu to pomóc w odbudowaniu flory bakteryjnej. Chudziusieńki strasznie, widać każde żeberko. Przejawia mała aktywność i trudno mu się dziwić. Szkoda tracić energię przy takich niedoborach. Dziś rano miał nawet ochotę pochlipać mleka, ale nadal na ochocie się kończy. Wtłaczam w niego ile mogę. Nie wiem, jak się to skończy, ale jestem nadal dobrej myśli.
Najgorsze jest  to, że maleńki nie ma odruchu chwytania jedzenia. O ile pozostałym jedzonko samo znika w paszczy jak tylko je wyczują, małemu trzeba "wtłaczać", pobudzać do rozcierania i połykania przez masowanie pod pyszczkiem. Inaczej zasypia. Jego karmienie wydłuża się w nieskończoność. Mam duże pokłady cierpliwości.

Może niektórzy zarzucą mi, ze po co to opisywać. Hodowcy przecież niespecjalnie oficjalnie mówią o porażkach. Po co opisywać to wszystko? Po to, żeby inni widzieli, że hodowla to nie tylko radości, ale i smutki. Może pewne działania kiedyś tu przedstawione komuś pomogą, może będą mieli takie same przypadki (oby nie), ale nigdy nie wiadomo.
Nie wiem jeszcze jak skończy się ta historia, ale jestem dobrej myśli.

P.S Wiem, że Dorota uratowała juz kilka maluszków w ten sposób. Dlaczego nam miałoby sie nie udać?

DZIĘKUJĘ DOROTKO ZA RADY!
ZAWSZE MOŻNA NA CIEBIE LICZYĆ!

środa, 16 września 2009

Mamusia nie karmi

Mamusia od poczatku się zbuntowała. JUDYTA jest na 100% feministką. Nie chciała mieć tych dzieci i już. Nie karmi ich i już. Ściągam mleko z cyców a sama dokarmiam czym tylko mogę. Chłopaki jeść nie chcą tak,jakbym chciała, ale idzie coraz lepiej. Za to malutka je aż jej się uszy trzęsą.  

Pije mleczko z poidełka...


 I przegryza marchewką, albo odwrotnie....
a że królewska krew w niej płynie, to Z TALERZYKA!

A tu cała trójca:

poniedziałek, 14 września 2009

Miot F na świecie

Jeszcze świeże wiadomości na miłe zakończenie dnia (14.09.2009)
. JUDYTA urodziła dziś pomiędzy 20:35 a 21:00 trójkę dzieciaczków. Płeć określę w najbliższych dniach.W kolorach niespodzianek nie było. Teraz wszyscy śpią.

 
 

Kilka zdjęć

Coś się zmieniło. BADŻIDŻ, który nienawidził pozować do zdjęć, który nie ma nawet porządnego zdjęcia na stronie internetowej hodowli MelaMi po raz pierwszy raczył się pokazać. Od razu z pucharami.

Pozostłe prosiaczki podzieliły się nagrodami. Najmniejsza karma została już w połowie zjedzona.
W tzw. "haremie" (DARIO kastrat plus panny) walkę o wygrany hamak wygrała ACINTYA.
BADŻIDŻEK o nic walczyć nie musiał. Mamusia kupiła mu wcześniej w LEWZOO czerwony mięciutki hamaczek. Korzysta!

niedziela, 13 września 2009

SZOK!!!

Wyjeżdżając wczoraj z wystawy wiedziałam, że BADŻIDŻ  zdobył tytuł 
I BOB ADULT LUNKARYA.
Wyjechałam wczoraj, a on został pod opieką Piotra i Rafała. Ania niańczyła. Fani doglądali hehe.
Dziś rano po porównaniach dowiedziałam się, że to nie koniec tytułów.
BADŻIDŻ MelaMi zdobył również:
I BIS ADULT CURLY
I BEST LONGHAIR ADULT
oraz
II BEST OF BEST
Otrzymał ocenę doskonałą oraz Certyfikat na Championa Polski.
Zdjęcia w dniach najbliższych jak ochłonę. 
Dziękuję wszystkim za kibicowanie. 


Przemyślenia-jak ochłonę. Oj, żeby nam tylko woda sodowa do głowy nie uderzyła;)

sobota, 12 września 2009

Małżeństwo aranżowane. Part1- swatka

Z Dodą był  pewien problem. Panna na wydaniu, a kawalerów pretendujących do jej "łapki" jakoś brakowało. Zwłaszcza, że tym razem  zależało mi nie tyle na kolorze, co fajnym szorstkim włosie. I znalazłam. Wczoraj z wystawy w Warszawie dzięki uprzejmości hodowli Versache przyjechał do mnie DON QUICHOTTE Oceanpigs w kolorze silver agouti/white. Ma bardzo bardzo szorstki włos. Znamy się krótko, ale już dziś mogę powiedzieć o nim, że jest bardzo zrównoważonym chłopcem, nie panikuje z byle powodu. Ciekawi go wszystko, co nowe. Wygląda tak:

 
Oczywiście jeszcze nie są razem. Nawet nie zostali sobie przedstawieni.  DON otrzymał oddzielny pokoik i aklimatyzuje się. Jest  to rodzaj kwarantanny. Mam nadzieję, że będzie mu u nas dobrze. Swoja drogą-świnki reproduktorzy to dobrze mają. I świat zwiedzą i się pokochają....
P.S Dałam taki tytuł, ponieważ to Piotr i ja zabawiliśmy się w swatów. Normalnie jak w dawnych czasach...

wyniki wystawy przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Nie podam ich teraz, bo BADŻIDŻ jeszcze nie wrócił (jest niedziela, 9 rano), został na porównania, a Ania i Krzyś też jeszcze nie odebrali dyplomu BHAKTI .  Relacja w dniach najbliższych.

piątek, 11 września 2009

Jedziemy

Badżidż i ja jedziemy na wystawę. Judytka urodzić nie chce. Trudno. Jeśli do jutra rano nic się nie wykluje to jadę, traktując wyjazd jak wyjście do pracy. Godziny wyjścia i powrotu prawie te same. Sypiam gorzej niż źle. Mniej więcej co dwie godziny pobudka i zaglądanie do grubej.
Prawie wszystko spakowane, transporterki przygotowane....bo....jutro do naszego domu zawita przelotnie-zalotnie świnek z przydomkiem Oceanpigs.
Będzie partnerem dla...
..ale o tym po powrocie.

czwartek, 10 września 2009

Dzień 65

Nic się nie dzieje. Oprócz tego, że załadowałam nowy wystrój bloga. Bardziej mi pasuje. Wyraźniejszy chyba. Ta zabawa coraz bardziej mnie wciąga.
Pączkowa śpi, pije i przeżuwa. Brzuch wielki jak piłka, jakby się opuścił. Nie mam serca badać jej kości, czy aby już się rozwarło. Czekam. Nie wiem, czy pojedziemy na wystawę. ALE JA CHCĘ JECHAĆ!

wtorek, 8 września 2009

Moja ciężaróweczka

Moja Judytka-ciężaróweczka. Dziś 63 dzień ciąży. Przed kryciem została ostrzyżona. Jest nieszczęśliwa z powodu wyprowadzki Badżidża. Trudno-taki los kochanków...

wtorek, 1 września 2009

Telefony ;)

-Dzień dobry, chciałabym umówić psa na strzyżenie...
-Dzień dobry, jakiej rasy pies?
-SZU SZU!

I inna rozmowa, prawie identyczna....


-Dzień dobry, chciałabym umówić psa na strzyżenie...
-Dzień dobry, jakiej rasy pies?
-SIUKSA!

Oczywiście w obu przypadkach chodziło o shih-tzu.

Welcome