W ramach cotygodniowych zajęć obowiązkowych znów byliśmy na targu staroci. Badi myślę-uwielbia taką aktywność. W każdym razie objawów stresu nie zauważyłam. Co więcej- w każdą sobotę dokładnie obiera właściwy kierunek i prowadzi sam.
Na targ trzeba spory kawałek dojść. W drodze mijamy dziwnych "porannych" panów (zapachy), giełdę samochodową, starsze panie sprzedające kwiaty. Na targu sprzedają świeży chleb, kiełbaski, różne smakowitości z rożna. Badi po raz pierwszy widział dziś kury. Spodobały się. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak węszenie. Na targu staroci są tysiące rzeczy z historią, przesiąknięte zapachami domów i ludzi. Każdy z tych przedmiotów musiał zostać obwąchany, do każdej torby trzeba było zajrzeć. Dlatego nazywam ten targ "szperkami". w dodatku w takim tłumie trzeba ćwiczyć umiejętność uważnego chodzenia, pilnowania się oraz najtrudniejsze: wykonywania poleceń pomimo rozproszeń. do tego wszystkiego dochodzi poznawanie różnych osób- starych, młodych, kulawych, pachnących dziwacznie i odrażająco, mali ludzie, duży ludzie, krzyczący, mówiący dziwnymi językami. Część z nich zaczepia przyjaźnie psa i też trzeba psu jakoś zareagować. Po takim spacerze pies odsypia. Mam nadzieję, że zadowolony....
Odreagowuje ilość wrażeń :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pchle targi, tak dawno już nie byłam, a Maciej na smycz to, że tak powiem, niezbyt chętnie... ;))