czwartek, 24 listopada 2011

Kolejne pogryzienie

Trafił do nas na obserwację pies. waga około 60-70 kilogramów. Dwulatek. Kundel. Zero cech jakiejkolwiek rasy. Wielki. Został wyciągnięty ze schroniska. Szkoda pieska... I tu sielanka się kończy.
Pies trafił do nas na obserwację. Dwadzieścia sześć szwów na twarzy właścicielki.
Pies nie chciał zejść z wersalki i okazał niezadowolenie. Lada dzień koniec obserwacji i eutanazja. w domu jest małe dziecko a psa z taka przeszłością nikt nie będzie już chciał. Smutne.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jesteśmy PO zdjęciach i badaniach. Rzepkę kolanową nogi tylnej prawej trafił najjaśniejszy szlag. Zdjęcie może uda się wkleić jutro. Zdjęcie jest piękne, cyfrowe. Prawie poprosiłam o zdjęcie mojego chorego łokcia. Jakość konsultacji -wspaniała. Cena?
hmmm.......sto trzydzieści pięć złotych+ paliwo , w sumie chyba niedrogo za trzy zdjęcia

niedziela, 20 listopada 2011

Mela znów ma problem z nogą. Niestety przy niedzieli musieliśmy skorzystać z usług innego lekarza z innej niż nasza przychodni. Pomimo udzielenia lekarzowi wszelkich niezbędnych informacji do podjęcia lekarza dano mi odczuć, że lekarz, który robił Meli operację jest Fe. I kto podał Dexafort? Z wyrzutem zadane pytanie. No przecież nie hydraulik. I jak to: doktor nie robił zdjęć przed operacją? I jak to: nie zapamiętałam szczegółów dotyczących zabiegu?
No tak, sobie myślę- jestem głupia.  Wmówi mi zaraz.
Nie znoszę młodych lekarzy po studiach, którzy pozjadali wszelkie rozumy. Dostała Metacam.

Po powrocie sprawdziłam- niestety naszego doktorka nie ma do końca listopada- poszedł pewnie  na zapowiadany od miesięcy zabieg.
Plan jest taki: rano nogę (której bez sedacji doktor zbadać nie mógł, bo nie dała- a u nas i w Płocku jakoś nie ma problemu) zbada Witold, skonsultujemy i ewentualnie zrobimy zdjęcie i zadecydujemy co dalej.

Noga boli ją okropnie. Nie ma mowy nawet o pogłaskaniu, bo kończy się piszczeniem. Musi boleć bardzo. Mela jest przecież znaną twardzielką.

Przepraszam, że znów o chorobach, ale tak wygląda teraz nasze pieskie życie.

I jutro szwy Badziusia.

sobota, 19 listopada 2011

Jestem po pierwszej wizycie w hospicjum. Na razie teoretyczne luźne pogaduchy z Panią Prezes. Jesteśmy z Badim na dobrej drodze zwłaszcza, że po hospicyjnym biurze biega trzymiesięczny szczeniak PON-a. Pani Kasia jest wielka miłośniczką psów i ludzi.

Szwy zostały tam, gdzie były. Kołnierz nadal na szyi.
Zmorka przyszła na komorne.
Powolutku mija nam czas.

piątek, 18 listopada 2011

Bidulek

Jest nadzieja. Doktor powiedział, że nie widzi przeciwwskazań do zdjęcia szwów w sobotę. Odliczam jednak dni do zdjęcia kołnierza.
Pies jest umęczony. Najbardziej szkoda mi jego uszu i obawiam się, czy nie zrobi się jakiś stan zapalny. W końcu strasznie się kiszą i nie mają przewiwu.

Melusia osiąga szczyt działania Dexafortu. Dywanik znów posikany, ona sama zapadła w sen zimowy.

środa, 16 listopada 2011

Szczypać musi okrutnie. Pól nocy tak się biedak karaskał na łóżku, że wreszcie z hukiem spadł. Wstał, otrzepał się i znów wlazł. Przespał do rana. Rana brzydko pachnie i jest brzydka. Jeden szew już trzeba było zdjąć. Dziś idziemy na wizytę z przemywaniem. Coś mi się wydaje, że w sobotę nadal pies będzie w kołnierzu.

wtorek, 15 listopada 2011

Rozlizawka

Wizyta w przychodni. Chłopaczek dostał się do szwów i  coś tam wylizał niegroźnie. Jeden ze szwów trzeba było zdjąć bo się za mocno wpiął. Ulgi żadnej to nie przyniosło. W oczekiwaniu na wyjście do domu swoim szczekiem prawie rozniósł przychodnię, a z pewnością odstraszył niejednego oczekującego. Delikates cholera jasna. Próby wyszarpania sobie szwów (po zdjęciu kołnierza na spacerze) jest tak wielka, że rodzice odmawiają wychodzenia z dzieciakiem na spacery, kiedy jestem w pracy. Doigrał się. Życie jest teraz nudne. Gryźć smaków się nie da, bo czym przytrzymać, skoro łapki poza zasięgiem....Za piłka latać nie da rady. Z psami brykać nie da się. Ćwiczymy sztuczkę "A ku ku", bo włażenie między nogi i ocieranie pyska wychodzi perfekcyjnie. chodzenie na smyczy przeżywa regres do czasów wczesno-szczenięcych. Na smyczy Badi ciągnie się. Oj, czuję, że po całkowitym wyzdrowieniu czeka mnie ciężka praca.

sobota, 12 listopada 2011








piątek, 11 listopada 2011

I stało się....

Wczoraj Badi został poddany zabiegowi kastracji. Nie będę powtarzać dlaczego to zrobiłam. W wielu postach były nawiązania i tłumaczenie decyzji. Była to oczywista oczywistość i tyle.
Po zabiegu wybudził się bardzo szybko. Cała reszta to dla mnie dramat.
Przede wszystkim (jest godzina 9:44 w piątek) po raz pierwszy po 24 godzinach napił się wody i nareszcie zasnął. Nie spaliśmy całą noc. Padam z nóg. Badziulek chciał cały czas siedzieć mi na kolanach, ewentualnie siedział na moim brzuchu. Nie da się spać w takiej pozycji. wiercił się niemiłosiernie a kołnierz tylko pogarszał sprawę. Kto nie miał doczynienia z jeżdżeniem plastikowym kołnierzem po próbującej zasnąć twarzy nie wie co stracił. Czy boli? Pomimo zabezpieczenia  w środki przeciwbólowe ( nie na darmo pracuje się w przychodni weterynaryjnej, a co) i podawaniu bezpośrednio preparatów do żyły jestem pewna, że boli jak cholera. Widać to po zachowaniu. Zresztą- cavaliery są niezwykle nieodpornymi na ból stworkami. Powie to każdy właściciel.

Teraz słoneczko próbuje spać. Jestem nieszczęśliwa. wiem, jeszcze kilka dni i zapomnimy o wszystkim, ale w takich chwilach żałuję podjętych decyzji. Ale to mówią emocje. Badi będzie szczęśliwszy bez jąder.


Na zdjęciach: syndrom straconych jajek. Trzeba się ze wstydu schować.

niedziela, 6 listopada 2011

Odwiedziny Zosi

Niemowlę przybyło. W domu padł ustalony przez lata porządek. Inne pory spania, wychodzenia na spacery i innych rozrywek. Psy zamarły i właściwie przestały się ze sobą bawić. Nie mają czasu. Bacznie obserwują Zosieńkę. Co jakiś czas zaglądają do łóżeczka, ewentualnie śpią przy nim. Do wąchania najlepiej nadają się brudne pieluszki i główka dzidziusia. Nóżki trzeba obowiązkowo lizać. Skarpetki, smoczki i zabawki warto czasem chcieć, trzeba tylko to mocno zakomunikować.
A tak na serio- psy zachowują się cudownie.

Szczekają minimalistycznie. Zaprzestały gonitw, szalonych zabaw i nieustającego kręcenia się pod nogami. Nie są zazdrosne. Badi chce uczestniczyć we wszystkich zajęciach- od karmienia po kąpiel. Jest delikatny. Bardzo fajne doświadczenie.

Welcome