Badziulski zaliczył dziś wielka wpadkę. W sumie nieświadomie raczej, ale jednak....
Około godziny 11:00 wypatrzył muchę. Muchy według niego to takie fajne stworzonka, które są fajne, póki nie nadlatują bezpośrednio na niego. Wypatrzył muchę na ścianie. Próbował ja pochwycić, ale mucha jak toi mucha- przemieszczała się. Na dodatek o tej porze roku owady te są dziwne- latają nisko i powoli. n ie o c z e k i w a n i e mucha zmieniła tor lotu i Badziulski wylądował na drzwiach. Z racji tego, ze o tej porze ma pełny pęcherz a zderzenie bolało- na podłodze pojawiła się wielka kałuża. Biedny zupełnie nie wiedział co się właściwie stało. Patrzył to na mnie, to na kałużę. A ja nic. Nigdy nie był karany za sikanie w domu a mimo to nauczył się wołania wyjścia za potrzebą. Trudno. Posprzątałam i wyszliśmy na spacer.
A to okropna mucha...
OdpowiedzUsuńTo nie wpadka, to dzielna walka była!
Maciej również nie przepuści żadnemu stworzeniu latającemu, lecz cierpią na tym głównie zasłony, lampki i inne przedmioty stojące na drodze...
Mój Kejsik na razie obserwuje muchy a próbuje się "zaopiekować" tylko tymi chodzącymi po ziemi. Czeka natomiast na te spadające z nieba jak chodzę po domu i wybijam...chyba Jej smakują te cieplutkie ;-)
OdpowiedzUsuńTak, mi lekarz wet. zarzucił, że Badi ma mało białka w pokarmie, stąd to polowanie
OdpowiedzUsuń