sobota, 29 października 2011

Odwiedziny Jagody

Odwiedziła nas sześcioletnia Jagoda. Krzyk, pisk, nadpobudliwość i buzia, która się nie zamykała. Dziewczynka, która grała twardzielkę, ale bała się psa. Emocje, które zadziałały bezpośrednio na Badzika. Pies chwilkę popracował, a potem szukał zajęć zastępczych. Właściwie nie była to nawet praca, ale popisy. Nakręcili się wzajemnie. I jeszcze smakowite ciasto na stole i kawa z mlekiem- jak tu się oprzeć takim pokusom.
Trudno skupić się w domu. Jesteśmy na etapie, w którym lepiej pracuje nam się na zewnątrz i w nowych miejscach, a nie w domu. W domu wszystko jest znane. Można kombinować po swojemu. Prawie wszystko jest przewidywalne. Dla mojego psa- nuda.
 Zaczynam się zastanawiać, czy nie lepiej sprawdziłby się w sporcie....
 Z drugiej strony- wykonywał polecenia i sam  w wolnych chwilach nastawiał się do głaskania i przytulania. Na szczęście dziewczę znudziło się pieskiem (zna ich kilka) i wybrało do zabawy fiszerprajsowego Reksia.
Trzeba odespać te odwiedziny.
Ciastka wątróbkowe wyjęte własnie z piekarnika.

Jutro egzamin z posłuszeństwa kończący szkolenie.

I dodatkowa godzina snu. Hura.

czwartek, 27 października 2011

Jesienna pielęgnacja

Jesień. Wilgoć i piach.
Z powodów rodzinnych (czytaj: uniknięcia konfliktu na tle czystości w domu)ostrzygłam Badiemu "kapcie" na nogach. Pomogło. Ja wiem, wygląda dziwnie. Stwierdzam , że kapcie nie są mu do niczego potrzebne. Na wystawy nie pojedzie, w konkursach piękności nie zabłyśnie.
Myślałam, że będzie gorzej ale chłopak zniósł to bardzo dzielnie. w przypływie upiększającego szału wyczesałam też uszy (te akurat czeszemy codziennie, ale co tam) i ostrzygłam całe nóżki Meluszki.
Ze spacerów wracamy bez piachu. Cudownie.

wtorek, 25 października 2011

Psiska nie chcą zaszczytów
i nie pragną medali.
Pies najbardziej się cieszy,
gdy się pieska pochwali.
Gdy go weźmiesz na spacer
w jakiś mglisty poranek.
Kiedy łapy ma brudne,
a futerko rozwiane.
I nie marzy o sławie
żaden mądry pieseczek.
                                                                 Natalia Usenko

poniedziałek, 24 października 2011

Rano najstarsza psina, stęskniona po nieobecności mojej zakomunikowała, że idzie ze mną do pracy. No cóż, lekarzy się boi, ale chęć przebywania z pańcia była silniejsza. Wytrzymała prawie do końca. Wytrzymała. Godzinę przed wyjściem zaczęła jęczeć i stękać, że ona już wychodzi. Musiała wycierpieć swoje. Na wieczorny spacer już nie poszła.


Nite Ize SpotLit, świecąca zawieszka na obrożęWietrzna pogoda zmusiła mnie do godzinnego spacerowania z Badim. Poznawaliśmy na nowo miasto. Jest ciekawie- liście, światła, cienie, ludzie. Wszystkiego w ciemności wygląda inaczej. Badi szpanuje "na mieście" nowym gadżetem Nite Ize. Niektórzy mówią o nas "UFO", inni pytają, gdzie to kupić. Pies jest widoczny  zarówno w terenie (dla mnie), jak i dla kierowców. Nie zaryzykowałabym jednak zawieszenia gadżetu pod szyją psa. Uważam, że światło jest za mocne, dlatego Badi nosi breloczek przypięty do szelek, na plecach.  Póki co nie pada. Na łąki nie poszliśmy, za duży tam wiatr. Zachorowała kolejna psia kumpela, znów na wirusowy kaszel. Kennelowy może to nie jest (moje szczepione a i tak zachorowały), ale musi być  jakieś pokrewne dziadostwo, skoro chorują po kolei wszystkie psy w miasteczku, jak leci.  Z racji szalejącego wirusa nie było spotkań z pieskami.

Jest za to wieczorne czytanie książki Temple Grandin pt. : "Zrozumieć zwierzęta". Do zakupu lektury zachęcił mnie obejrzany niedawno  film pod tytułem "TEMPLE GRANDIN". Jestem w połowie, odkrywam zwierzęcy świat, o którym nie miałam pojęcia.

Medytuję wszystko to, o czym dowiedziałam się na odbytym kursie w Fundacji Razem Łatwiej- Zwierzęta przełamują bariery-  "Animaloterapia w opiece paliatywnej".

niedziela, 23 października 2011

Po co właściwie trzymać psa?

Po co właściwie trzymać psa? 

Przeciwskazania każdy zna: 

Pies oprócz kaszy żąda mięsa, 
Pies po śmietnikach się wałęsa. 

Pies, nim dorośnie, gryzie wszystko, 
Pies to zarazków jest siedlisko. 

Pies do mieszkania wnosi błoto 
( Gdy dżdżów warkocze się rozplotą). 

Pies, kiedy pragnie zgłębić sekret, 
Ogród przekopie- tropiąc, gdzie kret. 

Pies czasem w nocy szczeka, warczy... 
Pies wyje do księżyca tarczy. 

(Próżno nakrywasz się poduchą, 
Noc głucha nie jest aż tak głuchą). 

To prawda. 
Są kłopoty z psem. 
Ale wy wiecie 
I ja wiem- 
Gdy łza oświetla dzień ponury, 
Dobrze mieć psa, 
Co drzemie obok. 

PIES TO KAWAŁEK JEST NATURY, 
Który zamieszkał razem z tobą. 

Pogłaszcz psa- 
i w szarym mieście, 
Wśród szrych bloków świeci słońce... 
W zielonym wietrze, 
W trawie szeleście 
Z psem biegniesz 
Po dzieciństwa łące 

Ryszard marek Groński 

sobota, 22 października 2011

Pieski zostały w domu.
Wyruszyłam w dwudniowa podróż. Podróż w nieznane. Podróż, której celem było wzięcie udziału w kursie "Animaloterapia w opiece paliatywnej". To, co tam usłyszałam jest nowa jakością i czymś, co mnie zainspirowało do działania. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy nastawieni są na działanie- nie na gadanie, na uśmiech i pomoc- nie na krytykę i przede wszystkim otwarci na ludzi i nowości. Ludzie, którzy nie szufladkują psów i nie traktują ich instrumentalnie. Odchodzący człowiek jest najważniejszy, pies jest najważniejszy, bo jest dla tego człowieka, "ja" gdzieś na końcu.
Tak, jestem gotowa na podjęcie wyzwania.  Nie wiem tylko, czy cokolwiek będzie już takie samo. Wiele spraw muszę sobie w głowie poukładać.

poniedziałek, 17 października 2011

Złe wieści

Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Jakoś się trzymamy.

Na szkoleniu w niedziele nie byliśmy. Teraz już wszyscy mamy "coś". Katar, kaszel, bóle gardła i głowy.

Wprawdzie Badylowi prawie choroba dziś przeszła, ale niestety- na Melę i Zmorkę. Dziewczyny zaczęły kasłać w nocy. Zmora znosi chorowanie gorzej. Jest delikatna i ma słabsza psychikę. Właściwie trudno dziwić się- ona nigdy nie choruje. Drobna niedyspozycja urasta do wielkiego wydarzenia.
Okoliczności przyrody były takie: rodzice są dziś mało dyspozycyjni. Moje psy i moja odpowiedzialność, zatem nie posiadawszy samochodu musiałam sobie jakoś poradzić sama. Mela wylądowała w plecaku, Zmora na reku, a Badi szedł grzecznie na ostatni zastrzyk na smyczy.
W pracy byłam zajęta, dlatego towarzystwo wylądowało w jednej przestronnej klatce i dobrze im było (póki nie pojawili się licealiści w celu zobaczenia na czym polega praca lekarzy). Młody się rozbrykał i wrzeszczał. Czemu najpierw go zaczepiali a potem sobie poszli? Nie mógł zrozumieć....
Wstydu nie było. Żadne ze stworów nie płakało przy zastrzykach. Rzadko się zdarza.
Jeszcze w sprawie chorowania i logistyki. Właśnie dlatego nie mam więcej zwierząt. A co by było gdybym ja też musiała położyć się do łóżka? A jak poradzić sobie z większą ilością psów? Jak je przetransportować? Co w sytuacji, gdy jest się samotną osoba i nie ma kogo poprosić o pomoc?
Zostanę przy trójce. Amen.

czwartek, 13 października 2011

co u nas


                           Wyszedł Badi na deszczyk,
                            dostał kaszlu i dreszczy.
                            Boli głowa i oczy,
                            nogi w błocie przemoczył.

                            Kładzie mama pieseczka,
                            do dużego łóżeczka.
                            Bierze synka za rączkę:
                            „oj, masz, piesku, gorączkę”.

                            Przyszedł tatuś wieczorem,
                            z siwym panem doktorem.
                            „ratuj, panie doktorze,
                            bo synkowi wciąż gorzej!”

                            Doktor pieska opukał,
                            okularów poszukał.
                            I powiada: „Dam ziółka,
                            będzie zdrowy jak pszczółka.

                            Dam i proszki na dreszcze,
                            niech poleży dzień jeszcze,
                            ale lepsze niż proszki
                            są na dreszcze kaloszki”.


                                 wierszyk przerobiony na podstawie wiersza wandy Grodzieńskiej

Badi jest przeziębiony. Od wczoraj bardzo kaszle i odkrztusza ślinę z flegmą. Dziś w nocy ataki kaszlu następowały co 2 godziny, pomimo podanych leków. Doktorowi nie podoba się też serce malucha. Badi nie ma też apetytu. Mam nadzieję, że szybko uporamy się z niedyspozycją. Obawiam się tylko, że Mela też może być za chwile przeziębiona. Ja tez mam katar i kaszel. Chyba wspólnie położymy się do łóżka. 

niedziela, 9 października 2011

W szkole szło jak zwykle. Nakręcony- zakręcony (bliżej mu chyba do agility). Wszystkie ćwiczenia wykonywane bardzo dobrze. Nauka przewrotu zajęła około 5 minut. Wprawdzie moja mama myślałam  ze będzie to przypominało przewrót w przód , ale co tam. Ma być po psiemu, więc jest na boczek, na plecki  do leżenia.
Jak zwykle były też problemy w postaci uwstecznienia- skakania na mnie i ludzi, próby wielokrotnego zgwałcenia biorącej udział w szkoleniu suczki oraz  zuchwałe kradzieże zabawek. I na koniec tradycyjnie psy poszły odpoczywać a ten jęczał, że chce jeszcze. teraz od dwóch godzin smacznie śpi i nie ma siły podnieść się, żeby zobaczyć co jem. A zajadam babeczkę czekoladową tuz przy jego nosie. Na serio jest zmęczony.

I jeszcze moje założone dziś rano spodnie (były czyste). Teraz wyglądają tak:
  Mela dzień spędza w sposób taki:
Nie ma to jak dogrzewanie się laptopem.

sobota, 8 października 2011

Byli goście. Badi zachowywał się skandalicznie. Stół był dla niego najważniejszy. Jak tam się dostać, jak ukraść...Może skakać na małą dziewczynkę? A ja zamiast cieszyć się z wizyty: tylko korekty, przeganianie  komendy...kompromitacja.

czwartek, 6 października 2011

Od kilku dni widzę u Badiego wzmożoną produkcję hormonów. Dojrzewa. Boleśnie. Odczuwam chyba wszystkie skutki. No, może z wyjątkiem ucieczek. Nie ciesze się jednak na wyrost, bo być może wszystko przede mną. Chwalę Niebiosa za to, że komenda "do mnie" jest wyćwiczona na poziomie bardzo dobrym. Ciężka praca procentuje.
Inne problemy.
1.Obszczekiwanie i wymuszanie.
Aktualnie drzwi od małego pokoju, w którym znajduje się łóżko (na nim sypia Badyl) są zamknięte. Wszystko przez remont elewacji budynku. Zamykanie drzwi jest konieczne. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nie ma widoku za oknem- nie ma szczekania.
Badi jednak szczeka. Próbuje wymusić wpuszczanie go do pokoju. Jak nie szczekaniem, to podchodzeniem do domowników i drapaniem w udo ze wskazywaniem głowa drzwi. Ignorowanie powoduje wzmaganie szczekania. Oszaleję.

2. Znaczne pobudzenie seksualne. Jednym słowem: dobiera się nawet do wysterylizowanych domowych suczek. Zmora zaczęła zgadzać się na wszystko.

3. Zapominanie swojego imienia na spacerach. Zabawa go pochłania. Zwłaszcza, że bawi się tak na serio tylko ze swoją ulubioną małą sznaucerką. Zabawa zawsze przeradza się w seksualną orgię i wtedy czas do domu. Jest tak napalony, że dalsze przebywanie z innymi psami traci sens. Jego popęd powoduje dominowanie go u samca "szefa wszystkich szefów". W rezultacie mamy kilka gwałcących się psów.

Wczoraj Badi wkurzył sie ostro na małego amstaffa, którego to już ostatnie dni na wspólnych spacerach. Mały zaczął już dawno przejawiać agresję w stosunku do starszych ale słabszych psychicznie psów. Jego państwo przerywali takie zabawy i zabierali małego. Ostatnio jednak amstaff przybrał na wadze i zachowania zrobiły się niebezpieczne. Upatrzył sobie Badzika. Badzik nie dał sobie w kaszę dmuchać i zaczęła się regularna bitwa, przerwana z narażeniem paluchów. Co ciekawe przytrzymany i zablokowany am był nadal atakowany przez cavaliera, zanim dotarli właściciele tamtego. Brakło mi rąk. Obrażeń nie odniesiono.
Wieczorem miałam okazję oglądać zabawy właścicieli ze swoim Am. Oczywiście były to zabawy polegające na trzymaniu, przeciąganiu, prowokowaniu do gryzienia. Chwilowo przestajemy chodzić na łąki, póki sytuacja  
z emocjami mojego psa nie ulegnie zmianie.

Wieczorem przechodziliśmy obok cyrku. Musicie uwierzyć na słowo- oglądaliśmy wielkie wielbłądy:)


sobota, 1 października 2011

Kura domowa

Zamieniam się w kurę domową. Dziś upiekłam psom domowe ciastka. Według przepisu z "Mojego psa". Chyba zmodyfikowany, bo najnowszy numer zdążyłam już gdzieś zgubić. Zużyłam pół kilograma wątróbki, dwie szklanki mąki, trzy jajka i 1/3 szklanki oleju. Zmemłałam to wszystko i na blachę do piekarnika 220 stopni na pół godziny. Wysuszyła się masa ciut mocno, nierówno. Ciastek z tego nie ma. Są małe okruchy (rozdłubywane paluchami) doskonałe do jutrzejszego szkolenia i nie tylko. Na razie całość włożyłam do zamkniętego pudełka, bo różami to nie pachnie. Rozważam wyjęcie na noc w celu dokładniejszego wysuszenia (boję się, że spleśnieje).

Co do BARF- byłam w sklepie mięsnym. Jest wszystko, czego bym potrzebowała. Po obejrzeniu zmielonych świeżych podrobów wołowych (2 zł za kilogram) zrobiłam się zielona, sina, blada i wybiegłam w celu puszczenia pawia. Może to i zdrowe, ale po siedmiu latach wegetarianizmu nadal nie mogę patrzeć na pewne rzeczy.
Na pocieszenie od cioci Kasi dostaliśmy paczkę PURINA PRO PLAN PUPPY DIGESTION LAMB & RICE. Smakuje. Chyba zamówimy. 

Welcome