sobota, 14 stycznia 2012

Od kilku dni mieszkam z Badim w Warszawie. Opiekujemy się małą pięciomiesięczną bratanicą- Zosią. Sama podróż była dla niego dosyć męcząca, ale nie mogę powiedzieć- stresująca. W pociągu koszmarnie ciepło, po wyjściu wiatr i deszcz. Sama chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu. A na miejscu niespodzianka. Małe gaworzące stworzonko. Mały szkrabek domagający się non stop uwagi. Nowy dom. Nowe zapachy. Nowe zasady.  Początkowo był zagubiony i przynosił wszystko, co nadawało się do zabawy. Minęła doba i wrócił do równowagi. Wczoraj nawet został sam w domu i mogłam pójść na zakupy.
Dziś z kolei mieliśmy pierwszą próbę chodzenia przy wózku.
Niestety pierwsza próba zbiegła się w czasie z pierwszym śniegiem i nie obyło się bez pani w chwili gdy zmarzły mu nogi i otoczyły się śnieżnymi kulkami. Płaczu było mnóstwo. Bałam się, czy to może potłuczone szkło. wszystko dobrze.

Mela bardzo szykowała się na ten wyjazd. Od chwili rozpoczęcia pakowania plecaka nie opuszczała mnie na krok. Kiedyś podróżowałyśmy do Warszawy co tydzień, ba, nawet razem tam mieszkałyśmy- jej pierwszy w życiu rok. Mela jest warszawianką. Mokotów konkretnie.
Doszła do siebie po dwóch dniach. To dobrze. Nie lubię zostawiać moich dzieciaczków.

Welcome