poniedziałek, 23 stycznia 2012

O ile przy dziecku Badi zachowywał się nienagannie, to przy psiakach Ani...szkoda słów. A było tak. W ramach odpocznienia od obowiązków pojechaliśmy na dobę do Ani . Po kilku dniach spędzonych mało aktywnie na kanapie, po braku kumpli i wodza należał się Badiemu wieczór szaleństw. I szaleństwa owszem- były. Zgodnie z przysłowiem, że nie należy się chwalić mężem, dziećmi i psem, moje szczęście dało do wiwatu.  Zosinych zabawek nie wolno było ruszać, u Ani- wolno było.  Zniszczył piłkę i szarpak, rozpracował inteligentną zabawkę typu kong (oddaj smaczki) tak, że zjadł wszystko od razu, dobierał się do doniczkowego kwiatka. Na koniec zachęcony przez dziewczynki nasikał kilkakrotnie na piękny zielony dywan i chciał zgwałcić Cassie.

Później pojechaliśmy do mojej koleżanki Lidii  i jej podopiecznych z hostelu prowadzonego przez Sługi Jezusa. Tam zachowywał się nienagannie. Prawdziwy pies towarzyszący, dla niektórych terapeuta.  Aż podziw bierze.
Przed wysiadką z autobusu doskonale rozpoznał nasz przystanek pod tymczasowym warszawskim domem i urządził dziką radość wyrażoną przez szczekanie. Nie musieli nas wyrzucać:) wysiedliśmy sami.

Odsypiał kolejne dwa dni.



sobota, 14 stycznia 2012

Od kilku dni mieszkam z Badim w Warszawie. Opiekujemy się małą pięciomiesięczną bratanicą- Zosią. Sama podróż była dla niego dosyć męcząca, ale nie mogę powiedzieć- stresująca. W pociągu koszmarnie ciepło, po wyjściu wiatr i deszcz. Sama chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu. A na miejscu niespodzianka. Małe gaworzące stworzonko. Mały szkrabek domagający się non stop uwagi. Nowy dom. Nowe zapachy. Nowe zasady.  Początkowo był zagubiony i przynosił wszystko, co nadawało się do zabawy. Minęła doba i wrócił do równowagi. Wczoraj nawet został sam w domu i mogłam pójść na zakupy.
Dziś z kolei mieliśmy pierwszą próbę chodzenia przy wózku.
Niestety pierwsza próba zbiegła się w czasie z pierwszym śniegiem i nie obyło się bez pani w chwili gdy zmarzły mu nogi i otoczyły się śnieżnymi kulkami. Płaczu było mnóstwo. Bałam się, czy to może potłuczone szkło. wszystko dobrze.

Mela bardzo szykowała się na ten wyjazd. Od chwili rozpoczęcia pakowania plecaka nie opuszczała mnie na krok. Kiedyś podróżowałyśmy do Warszawy co tydzień, ba, nawet razem tam mieszkałyśmy- jej pierwszy w życiu rok. Mela jest warszawianką. Mokotów konkretnie.
Doszła do siebie po dwóch dniach. To dobrze. Nie lubię zostawiać moich dzieciaczków.

Welcome