czwartek, 17 lipca 2008

Jak to z Mysią było






Na dawnym blogu były zdjęcia imć Mysi. Mysia była świnką, którą wypatrzyłam przez internet. Szukano dla niej domku zastępczego. Mysię przemiły chłopak wyciągnął wraz z jej towarzyszem ze sklepu zoologicznego. Towarzysz wkrótce padł, a Mysia zaczęła się strasznie drapać. Weterynarz od koni i krów powiedział, że to z powodu samotności. Opiekun uwierzył. Wkrótce dowiedział się, że emigruje z Polski i pojawił się problem. Mysi w stanie, w jakim się znajdowała nikt nie chciał. Szukał jej domu długo. Pomyślałam-czemu nie? Wiózł ja do mnie kilkanaście godzin, z klatką, wyprawką, nawet siano miał. Pożegnaniom nie było końca. Na drugi dzień zjawiłyśmy się w naszej ulubionej przychodni weterynaryjnej.
Świerzb! Zaawansowany świerzb, źle zrośnięte po złamaniu przednie łapki i przykurcz tylnych. Była w takim stanie, że nie dawano jej właściwie szans. Potwornie piszczała. Była jedną wielką raną. Leczenie trwało 7 tygodni. Co tydzień zastrzyk, kilka razy dziennie naświetlanie ran lampą Bioptron, codzienne mycie klatki i zmiana podściółki. Opłacało się. Po siedmiu tygodniach Mysia wyglądała jak nowa. Znalazła nowy dom u Pani Agnieszki w Gostyninie, która zajmuje się nią jak prawdziwa mama. Inna sprawa, że Mysia, chociaż po takich przejściach jest najgrzeczniejszą świnką jaką znam.

Welcome