wtorek, 28 czerwca 2011

Od kilku lat śledzę doniesienia o pogryzieniach ludzi przez psy. Wszystkie zdarzają się z winy człowieka. Przykre, gdy ofiarami ataków są dzieci. Artykuły zachowam sobie na blogu. Zdaję sobie sprawę, że będzie tych opisów sporo, bo wakacje dopiero się zaczęły. Latem wyobraźnia ludzka zawodzi. Artykuły z wstecznymi datami dodam w najbliższym czasie. Takie artykuły świetnie nadadzą się jako wstęp do pogadanek z rodzicami na temat profilaktyki pogryzień. Oczywiście w mediach pies zawsze będzie bestią i amstafem.
A mnie zwykle gryzą yorki i shih-tzu.

Amstaf pogryzł dziecko. Psa przydusiło trzech mężczyzn

Marcin Czyżewski

Czteroletni chłopiec wracał w poniedziałek do domu, gdy rzucił się na niego amstaf. Mężczyźni, którzy pospieszyli dziecku na pomoc, przygnietli psa do ziemi swoimi ciałami

Do dramatycznych wydarzeń doszło w poniedziałek wieczorem na podwórku jednego z budynków przy ul. Dygasińskiego w Bielsku-Białej. To niewielkie osiedle bloków mieszkalnych. Czteroletni chłopczyk wracał do domu razem ze swoim ojcem. Dziecko maszerowało kilka metrów przed tatą. Gdy zbliżyło się do budynku, obok niego pojawił się amstaf. Pies rzucił się na chłopca i zaczął go gryźć.

- Dziecko ma rany kąsane nóg, zostało odwiezione do szpitala. Na szczęście jego życiu nic nie zagraża - zapewnia Elwira Jurasz, rzeczniczka bielskiej policji. W szpitalu chłopiec przeszedł zabieg, ma unieruchomioną nogę. Zostanie pod obserwacją przed siedem dni.

Świadkami ataku agresywnego zwierzęcia było trzech mężczyzn, którzy natychmiast rzucili się dziecku na pomoc. - Odciągnęli amstafa od chłopca i własnymi ciałami przygnietli psa do ziemi, aby go unieruchomić. Gdy wstali, okazało się, że pod ich ciężarem zwierzę się udusiło - mówi podinspektor Roman Waluś z bielskiej policji. Martwy amstaf został przewieziony do bielskiego schroniska dla zwierząt. Weterynarz zbada, czy pies nie chorował na wściekliznę.

Policjanci starają się wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Wiadomo, że pies należał do 22-letniej kobiety, która wynajmowała w bloku mieszkanie. Gdy jednak doszło do ataku, nie było jej w domu. - Pod jej nieobecność psa z mieszkania wypuścili na podwórko właściciele tego lokalu. Ustalamy, kto będzie odpowiedzialny za to zdarzenie - dodaje podinspektor Waluś.

Policjanci przypominają, że prawo nakłada na właścicieli czworonogów obowiązek należytej kontroli psa. Kto tego nie robi, może zostać ukarany grzywną.

W pracy

Pozdrowienia przekazałam komu trzeba. Dziękuję:)

Mela czuje się świetnie. Po zdjęciu kołnierza wrócił jej apetyt, ma ochotę na zabawy, spacery ( w moich ramionach), smakolyki i kontolowanie mojej torby, gdy wracam z pracy.
Dziś zapędziła się troszeczkę i w chwili wielkiej radości wymyśliła, że będzie ze mną pracować. Dzielnie wytrzymała osiem godzin wielkiej nudy i jestem pewna, że jutro nie będzie miała ochoty  na takie wyskoki.

Wczoraj w pracy ze mną był Badi. Nuda dała mu się we znaki dopiero w ostatniej godzinie. Kradł karmę, roznosił włosy po zakładzie, z uporem maniaka rozwiązywał mi fartuch...
Pierwszy raz spotkał sukę z cieczką i okazało się, że ma wielka ochotę na seks, mimo, że dziewczę było poza jego zasięgiem. Zaczynamy trudny okres jego życia.

czwartek, 23 czerwca 2011

Muchy i bieg ba przełaj

Muchy to bardzo dziwne stworzonka. Pojawiają się przed Badim w nieoczekiwanych momentach, w dziwnych miejscach. Według spostrzeżeń  szczeniora:
1. Dzielą się na latające w górze oraz przy podłodze.
2.Jeśli danego dnia obserwowano je przy wiklinowym koszu- na pewno w ciągu dwóch godzin znów się tam pojawią- należy tylko cierpliwie patrzeć w jeden punkt przez te dwie godziny aż do ewentualnego uśnięcia. Badiego. Nie muchy.

Badi zaliczył dziś pierwszą bardzo daleką i niebezpieczną ucieczkę, będącą wynikiem wypatrzenia jakiegoś przypadkowo biegnącego obcego psa. Znikał w tempie błyskawicznym. Zostawiłam Melę w bezpiecznej pozycji : zostań i pognałam. Serce mi wyskoczyło ze strachu o niego , potem stanęło, gdy straciłam go z oczu. Nastąpił tez wyrzut adrenaliny, gdy zobaczyłam go stojącego na jezdni przy znajomym hydrancie i pijącego wodę. Był tak zmęczony, że na dalszą ucieczkę nie miał siły. Ja nie miałam siły ani mówić, ani stać. Myślałam, że wypluję płuca i oskrzela.
Bawiliśmy się daleko, daleko od wszelkich jezdni, ale to nie wystarczyło. Nie przewidziałam nowych okoliczności, przyzwyczajona nazbyt do powtarzających się bezpiecznych sytuacji w sforze, aż tu klops.
Mea culpa.
Po naszym powrocie Mela była dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam. Bez ekscytacji, w pełnym zaufaniu, że po nią wrócę. Tak to sobie tłumaczę- najprawdopodobniej tak było, ale ja wiem, że tak serio- jest po operacji i boli ja noga. Dokąd miałaby biec?

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Po zajęciach w szkole

Badi zaczął chodzić do szkoły. Po kilkumiesięcznych zmaganiach moich, przyszła kryska na matyska. Będziemy jeździli na zajęcia indywidualne do Łodzi. Pierwsze wypadły całkiem nieźle. Badi oczywiście łapał wszystko w mig, ja- dużo wolniej. Podczas samodzielnych szkoleń popełniałam podobno mnóstwo błędów. Ciężko dostawać po głowie za coś, co według innej szkoly/osoby znającej się na sztuce nauczania  było O.K
Postanowiłam być opanowana i odporna psychicznie na krytykę i podporządkować się zaleceniom nauczyciela.  Po przespaniu się z nową wiedzą i zastosowaniu jej w praktyce stwierdzam, że DZIAŁA.
Tak podróżujemy:


Jeździmy na zajęcia indywidualne, a zajęcia grupowe mamy na swoim terenie, ze swoimi kumplami.
Chłopak ma potencjał i zamierzam korzystać z naszych pięciu minut szybkiego i trwałego uczenia się.



To tylko część "naszej sfory". Ostatnio naliczyłam 13 psów....

a tu robota dogorapeutyczna się trafiła, bo właściciel labka jest poważnie kontuzjowany

\

piątek, 17 czerwca 2011

Jest nieźle

Mela spokojnie przespała noc. Badi omija ja wielkim łukiem. Dziś była ze mną cały dzień w pracy. Miała tam ciszę i spokój (o ile można to tak nazwać). W każdym razie miała spokój od domowej sfory. Spała spokojnie  twardym snem. Zjadła prawie całą puszkę Royal  dla rekonwalescentów. Dostała leki i noga bolała dziś mniej. Będzie dobrze.

czwartek, 16 czerwca 2011

Po operacji

Nie spałam od 4 z minutami. Trochę nerwy, a trochę Badi, który miewa regularne niestrawności spowodowane zjedzeniem Bóg wie czego. Potem poszlo jak z płatka- autobus szósta trzydzieści, operacja od 9;00 do 10:30. Dostałam fory i z racji tego, że pracuję w lecznicy dla zwierząt a klinika jest kliniką zaprzyjaźnioną z naszą, mogłam być w sali operacyjnej podczas przygotowań do zabiegu, właściwie do momentu rozpoczęcia zabiegu. Ulotniłam się sama, bo c o jak co, ale swojej kruszynki w takim krwawym stanie oglądać nie chciałam. Nie znam tych wszystkich medycznych zawiłości, w każdym razie poprawiono Meli to, co się popsuło po pierwszym zabiegu. O 14:00 byłyśmy już w domu.
Pomimo podanych leków przeciwbólowych Mela znosi wszystko źle. Cały czas płacze. Nie wiem, czy za zimno jej, czy za gorąco...boli pewnie i uwiera, ale ja nic na to poradzić nie mogę.
Badzik dostał nowe kości, żeby tylko  małej nie przeszkadzał i czasem nie uraził.


wtorek, 14 czerwca 2011

Klienci z tupetem i przytupem 1

Klient nie lubi płacić za usługę. Zawsze wysyłał z psem córkę, która płaciła urywając zawsze te 5 zł z podanej ceny twierdząc, że tata nie dał więcej pieniędzy.I to prawda. Ostatnim razem, kiedy ojciec umawiał telefonicznie wizytę zapytał o cenę strzyżenia a ja , żeby sprawdzić ile ma zamiar zapłacić skrzętnie to sobie zapisałam przy dacie wizyty. Oczywiście znów zostało urwane o te 5 zł. Tym razem powiedziałam, co o tym myślę, i  że jest to ostatni raz.
Potem pomyśłałam, że w sumie bez sensu, bo co dziewczyna winna, że ojciec to cwaniak i sknera w jednym. Z drugiej strony- jest pełnoletnia i nie mam pewności czy to prawda i kto właściwie płaci za usługę- ojciec czy córka.
Córka obraziła się tak skutecznie, że teraz mijając mnie z psem na spacerze (mieszkamy w sąsiednich blokach) już mnie nie zna. Odwraca głowę gdy przechodzę. Czyli coś było na rzeczy ze zwracaniem uwagi.
Dziś, godzina 20 : 14 telefon. Dzwoni PAN! Bo wyjeżdża w poniedziałek tam i tam, i on mnie bardzo prosi o wciśniecie poza kolejką, nawet po godzinach!
Też dzwonicie po 20 do swojego fryzjera?
Oczywiście pana rozpoznałam po głosie (mam taki dar) i odmówiłam. Dwukrotnie usłyszałam, ze się na mnie zawiódł, powiedział głośne DO WIDZENIA i rzucił słuchawką.  
Ciekawe jaką zemstę przygotuje.

A ja chrzanię takich klientów. Nasz klient- nasz pan, ale wszystko ma swoje granice. Uważam, że w tych czasach łatwo można wpaść w pewną pułapkę- dla klienta wszystko a siebie i swoją pracę przestajemy szanować. W rezultacie, gdy my siebie nie szanujemy- inni też przestają.
Ja mam zasady.


1. Nie podejmować się pracy, której nie jestem w stanie wykonać (np. nie robię psów ważących więcej niż ja, bo znam swoją siłę i jej brak)
2. Nie pracuję w niedzielę i święta żeby nie wiem co!
3. Nie daję się zastraszać i podchodzić osobom próbujących szantażu. Ktoś zaczynający: bo jak mnie pani nie przyjmie to....- kończy odesłaniem z kwitkiem. Bo co? Jak mnie ktoś mówi NIE, to rozumiem, ewentualnie pytam jakie są powody.

......
i co z tego, że się taki ktoś na mnie zawiódł?
żeby tylko takie zawody nas spotykały w życiu byłoby całkiem nieźle, prawda?
a przejmować się nie mam zamiaru

niedziela, 12 czerwca 2011

Nie po mojej myśli

przebiegła wizyta w Płocku.
Jechałam przekonana, że lekarz poinformuje mnie o dobrym stanie nogi Meli, a o mnie powie- panikara. Niestety, tak się nie stało. Noga jest niestety niesprawna, zabieg zakończył sie niepowodzeniem i w najbliższy czwartek czeka nas powtórka. Wzięłam wolne od pracy, spisałam autobusy i wyruszamy z samiutkiego rana. Przykro mi, że mieliśmy pecha. U yorków tak się niestety zdarza. Często, ale ja miałam nadzieję, że na nas nie trafi. Trafiło na nas.
Idą upały, Mela źle znosi takie zabiegi i fizycznie i psychicznie...jestem załamana.
Dziękuję za Waszą troskę, trzymajcie kciuki!

A do wiosennego menu Badyla dołączają zdechłe krety i chrabąszcze majowe, na które należy polować i zjadać..... nie nadążam za nim.

czwartek, 9 czerwca 2011

Pogoda pod psem, ale na podróż idealna. Nieoczekiwanie wybieram się z Melą do doktora na kontrolę stanu nogi. Wprawdzie wolny piątek miałam przeznaczyć na przygotowania do ślubu i wesela mojej siostry, ale noga tez ważna. Czeka nas podróż do miasta oddalonego o jakąś godzinę drogi.Wprawdzie jest za wcześnie (podobno) na szacowanie stanu nóżki Meluszki, ale ja zaryzykuję. Nie chce jej używać, ciągle ja liże, itd. Lepiej dmuchać na zimne.

środa, 8 czerwca 2011

Upał. Burze. Deszcze. w naszej lecznicy plaga psów z wylizywanymi łapami. Nie, nie alergia. Stres spowodowany  strachem przed grzmotami. Drugą grupę stanowią labradory i goldeny z wypryskami w róznych częściach ciała.
Psiaki są biedne w takie upały. Dzwonią do mnie przeróżne osoby z pytaniem, czy ostrzygę: kaukaza, owczarka niemieckiego, nowofundlanda.Zawsze proponuje to samo- zainstalowanie psiakowi basenu, umożliwienie skrycia się i schłodzenia w każdy możliwy sposób. Zgolenie sierści nie jest najlepszym sposobem. Sierść również w pewien sposób chroni skórę przed słońcem.  Golenie jest konieczne w przypadku zmian, jakie pojawią się na skórze, ran i niemożliwych do usunięcia zabrudzeń. A czy zdrowego psa z w/w ras można ostrzyc? Można, ale nie wszystko przynosi korzyść. Kropka.

Mela upały znosi dobrze. Ciepłolubna istota. Przesypia. Jak zwykle.
Badi męczy się okrutnie. Z tego powodu nie jedziemy na zlot. daleko, podróż długa  pociągiem w upale, drugiego dnia powrót.... Badi będzie zdrowszy upał spędziwszy w zaciszu domowym. Za dwa tygodnie jestem umówiona ze szkoleniowcem na zajęcia indywidualne z Badziukiewiczem.
Początkowo mieliśmy zacząć w sierpniu, ale szkoda mi tych prawie trzech miesięcy i ładnej pogody. Wynegocjowaliśmy zajęcia indywidualne. zobaczymy, czy zanadto swojego pupila nie przechwalam i wart będzie tych zajęć ;)

A dziś w ramach wychładzania organizmu Badi spędził wieczór leżąc w skrzyni na pościel....Dziwne te moje zwierzaki....

piątek, 3 czerwca 2011

Pożeranie- jeszcze jeden etap

Zdarzyło się już dwukrotnie, że Badi poczęstował się niedopitą zimna kawą z mlekiem. Chińskie przysłowie mówi  "To, co zdarzyło się dwa razy zdarzy się i trzeci". Wczoraj rano poszłam do łazienki, a kiedy wróciłam zastałam małego na stole kończącego  moją kawę. Obok kawy leżały tabletki na przeziębienie, sztuk cztery. Dwie odzyskałam. Dwie zostały pożarte.
Skończyło się biegunką wykonana na centralnej ulicy naszego miasteczka, po której pozostałości  nijak nie można było posprzątać. Żartujemy sobie, że odtąd na spacery oprócz torebeczki na Q..kę będziemy nosili mały woreczek z piaskiem i w razie czego piasku użyjemy do zasypania płynnej "miny".
A dziś Badziur poprosił o poranny spacer o godzinie 4:20.
s...u...p...e...r

Welcome