Wczoraj Badi został poddany zabiegowi kastracji. Nie będę powtarzać dlaczego to zrobiłam. W wielu postach były nawiązania i tłumaczenie decyzji. Była to oczywista oczywistość i tyle.
Po zabiegu wybudził się bardzo szybko. Cała reszta to dla mnie dramat.
Przede wszystkim (jest godzina 9:44 w piątek) po raz pierwszy po 24 godzinach napił się wody i nareszcie zasnął. Nie spaliśmy całą noc. Padam z nóg. Badziulek chciał cały czas siedzieć mi na kolanach, ewentualnie siedział na moim brzuchu. Nie da się spać w takiej pozycji. wiercił się niemiłosiernie a kołnierz tylko pogarszał sprawę. Kto nie miał doczynienia z jeżdżeniem plastikowym kołnierzem po próbującej zasnąć twarzy nie wie co stracił. Czy boli? Pomimo zabezpieczenia w środki przeciwbólowe ( nie na darmo pracuje się w przychodni weterynaryjnej, a co) i podawaniu bezpośrednio preparatów do żyły jestem pewna, że boli jak cholera. Widać to po zachowaniu. Zresztą- cavaliery są niezwykle nieodpornymi na ból stworkami. Powie to każdy właściciel.
Teraz słoneczko próbuje spać. Jestem nieszczęśliwa. wiem, jeszcze kilka dni i zapomnimy o wszystkim, ale w takich chwilach żałuję podjętych decyzji. Ale to mówią emocje. Badi będzie szczęśliwszy bez jąder.
Na zdjęciach: syndrom straconych jajek. Trzeba się ze wstydu schować.