Maks jest sznaucerem miniaturowym o umaszczeniu pieprz/sól. Doskonale pamiętam jego pierwszą wizytę u mnie. Jego właścicielka umawiając się ze mną zaznaczyła, że Maks był zawsze strzyżony w mieście X u pani Y, ale pani zachorowała i mają problem-pies nie akceptuje żadnego fryzjera. Rzeczywiście- pani z pieskiem zjawiła się w umówionym terminie, przekroczyli próg, po czym pies urządził taka awanturę, że po 5 minutach poszli do domu.
Wrócili po miesiącu. Powiedziałam "A".
Odtąd każde nasze spotkanie było koszmarem. Ja bez doświadczenia z trudnymi psami, Maks napalony i gryzący, właścicielka z własną wizją fryzury.... Strzyżenie polegało mniej więcej na szybkim "przejechaniu" grzbietu maszynką i ciachaniu nożyczkami włosów na łapach "gdzie się da". O psyku nie wspomnę. Dotykać Maksia nie było wolno. Gryzł jak cholera a trudno strzyc sznaucera w kagańcu....
Mniej więcej po dwóch latach takich przepychanek zdarzyło się, że...czułam się bardzo źle. Maks był ostatnim klientem a ja myślałam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka. W pewnym momencie pies rzucił się na moja rękę. Ku mojemu zdziwieniu zareagowałam ostro. Nie, nie uderzyłam i nie waliłam po stole. Złapałam go stanowczo i przytrzymałam. Maks zbaraniał. Dokończyłam pracę i co więcej zdjęłam psa ze stołu. Sprawa do tej pory nie do załatwienia. Po przyjściu do domu okazało się, skąd ta nagła odwaga- miałam 41 stopni gorączki, a dwa dni później trafiłam do szpitala...
Kolejne strzyżenia wyglądały coraz lepiej. Jeszcze pokazywał zęby, ale już się go nie bałam.
Doszliśmy do porozumienia. Mogę Maksa dotykać gdzie chcę- nie przejawia agresji. Nadal nie lubi czesania łap- ale jest to wykonalne bez uszczerbku na moim zdrowiu. Czesania brody nie akceptuje. Dokonuje tego chyba cudem.
Przez wszystkie te lata nigdy nie użyłam przy strzyżeniu Maksa kagańca. Osoby obserwujące nas w akcji mówią : Jaki spokojny piesek". Może i tak, a według mnie Maks po prostu się zestarzał i złagodniał, a ja nabrałam troszkę doświadczenia .Żadne cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz