Widząc wielką wojnę pomiędzy dogo i kyno terapeutami (szczerze mówiąc, ani jedno z tych określeń nie jest prawdziwe) zastanawiam się, czy Państwo za bardzo się nie zagalopowaliście?
Prawie wszystkie fundacje prędzej czy później organizują własne płatne szkolenia i kursy, prześcigając się w ilości godzin wykładów, ćwiczeń i licytując się na znane z psich stron (gazet, blogów, szkół) nazwiska. Coraz więcej szkoleń, coraz więcej wolontariuszy, coraz mniej pracy z dziećmi ludzi, którzy coś na ten temat wiedzą i mają wielkie doświadczenie. Praktycy stali się teoretykami i produkują kolejnych teoretyków. (Niestety zaczyna to dotyczyć również wszelkich szkół i szkółek posłuszeństwa psów i behawiorystów).
Jako człowiek( załóżmy wolontariusz) mam 1500 szkoleń na temat dogoterapii czy kynoterapii i nie jestem tak na serio żadnym z nich. Za to jestem świetnie wykształconym teoretykiem! I jestem najważniejszy!
Toczy się zażarta walka na słowa. Po jednej stronie zwolennicy teorii, że najważniejszy jest pies- jego przygotowanie, jego dobrostan i samopoczucie. Po drugiej stronie zwolennicy teorii, że aby wyszkolić świetnie psa potrzeba coraz większej ilości kursów, kursików, szkoleń i seminariów, żeby przewodnik psa mógł zrobić z nim cuda. I znów kursy treserskie, behawioryści, przedszkola, seminaria, łapki, ogonki i szkolenia. Przeżuwanie przeżutego. Bo czy pozytywne metody szkolenia psów zmieniają się tak szybko, że trzeba ciągle coś zaliczać? Dlaczego nie wystarcza niektórym szkolenie psa przeprowadzone przez panią X albo Pana Y, potrzeba jeszcze trzech kolejnych, bo ilość godzin się nie zgadza....
Rozumiem jedno- pies się zmienia, pies zapomina i szkolenie trwa i trwa, jest to nieustanny trening. Mogę znać podstawy i ćwiczyć. Mogę nauczyć się biegać i coś doskonalić, ale ja w odróżnieniu od psa nie potrzebuję jak w metodzie Callana cofać się i powtarzać, cofać i powtarzać skoro coś już umiem.
Jak nie wiadomo o co chodzi- chodzi o pieniądze. Oczywiście, że chodzi o pieniądze. Im więcej chcę sobie wpisać zaliczonych kursów na stronę- tym więcej muszę pieniędzy wydać. Proste.
W każdym razie w tej opcji mam super hiper wykształconego psa. ( Znacie takie? Ja nie znam.)
I opcja trzecia, która ginie w internetowym potoku słów.
GDZIE JEST MIEJSCE DLA DZIECKA/PACJENTA?
CZY TO NIE JEST TAK, ŻE PACJENT/DZIECKO JEST W TYM WSZYSTKIM NAJWAŻNIEJSZE?
CZY POLACY ZAWSZE MUSZĄ DZIELIĆ WŁOS NA CZWORO?
Dziecko jest najważniejsze, dlatego dla dobra dziecka najpierw drodzy Państwo wyszkolcie się kierunkowo do pracy z dziećmi (dorosłymi) na porządnych studiach, z porządną praktyką; wyszkolcie psa (pieję również do siebie, bo mój psiok jeszcze w pieluchach), zacznijcie gdzieś praktykować ( z tym ciężko bardzo) a potem do pracy.
Wykształcenie kierunkowe mam, praktykę w szkole kilkuletnia mam, psa dopiero będę szkolić i dopiero zobaczę co wyjdzie z tego mojego zapału i psiej pracy. Nie będzie łatwo i może nic z tego nie wyjdzie pomimo ogromnych chęci i niemałych włożonych w projekt pieniędzy ( które nigdy się nie zwrócą, ale nie o to mi chodzi).
Super wyszkolony pies i super wyszkolony przewodnik psa nie oznacza, że dziecko/pacjent osiągnie sukces.
I jeszcze ciekawostka.
Miejsce: duże miasto w centrum Polski
Fundacja: X
Telefon do Ważnej Osoby w prężnie działającej fundacji w sprawie "umożliwienia odbycia praktyk i przyjrzenia się pracy działających w fundacji dogoterapeutów/kynoterapeutów".
Odpowiedź: NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI. "Trzeba było uczyć się u nas, a nie u X. My robimy to krócej i za dużo mniejsze pieniądze a papierek macie taki sam".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz